czwartek, 23 października 2014

RECENZJA KSIĄŻKI: GWIAZD NASZYCH WINA


 O tej książce ostatnio wiele się mówi. John Green wybił się na historii o dwóch nastolatkach: młodej dziewczynie o imieniu Hazel, u której zdiagnozowano raka w młodym dość wieku, oraz Augustusa, który porzucił swoje marzenia o grze w koszykówkę przez amputowana nogę. No i jak to bywa w życiu zakochali się w sobie.
 Powieść podobno miała mnie wzruszyć, ale z tym zadaniem sobie zupełnie nie poradziła. Może znajomi, którzy mniej mnie znają tego nie potwierdzą, ale jestem dość wrażliwa. Przyznam się, że na takich filmach jak Titanic płakałam jak bóbr, nawet zdarzyło mi się to przy znienawidzonym (ni mam pojęcia z jakich powodów) Zmierzchu. Cały czas przytrafia mi się to też przy pamiętnej scenie w lustrze w Harrym Potterze. Ale ta historia młodych ludzi nie dała rady mnie poruszyć. Oczywiście nie chcę wyjść na osobę nie czułą, ponieważ osoby ciężko chorujące wzbudzają często u mnie litość. No, ale... to nie dało...
 Jak jesteśmy przy krytyce to chciałabym powiedzieć, że książka jest pisana jednak bardziej (bynajmniej dla mnie) współczesnym językiem. Nie wiem jak to inaczej nazwać... wolę świat średniowieczny, bardziej przygodowy, fantastyczny, czasami też kryminał się zdarzy. Dlatego nie wiem dlaczego dramat, no i do tego romansidło. Może to powszechne zainteresowanie tą powieścią mnie zmusiło.
 Uwaga spojler: jeden z głównych bohaterów umiera: koniec spojlera. Książka jest pełna tego typu dopisków, które mnie dość denerwowały :-/ No, ale pomińmy krytykę...
John Green Pozytywów także trochę jest. Mianowicie bardzo przyzwyczaiłam się do postaci porzuconego i niewidomego Isaaca. Polubiłam też postać rodziców Hazel, a głównie jej matki. Sama główna bohaterka też jest dość przeze mnie polubiona, a krzywy uśmiech Gusa także jest znośny. Także to tu jest dla mnie dużym plusem.
 Staram się wam przekazać jakąś dobrą opinię, ale... sami musicie tą powieść przeczytać. Dla mnie niej jest na pewno najlepszą ze wszystkich książek na tym świecie, no ale... historia tylko w niektórych momentach lekko przynudza, jak te około 5 stronowe rozdziały, które w większości były niepotrzebne.
 Zagłębiłam się też lekko w postać autora: mianowicie Johna Greena, który z pozorów wydaje się bardzo miłym mężczyzną. Prowadzi videobloga razem ze swoim bratem. Ma kochającą żonę i dzieci. Jeśli na żywo jest taki jak go piszę, to szczerze mogłabym się z nim zaprzyjaźnić z takim pozytywnym człowiekiem... który gada trochę za szybko więc jego parę angielskich słów nie rozumiem... a do tego zagrał małą rolę w filmie na postawie własnej książki...

OGÓLNA OCENA TO:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz