sobota, 27 grudnia 2014

INNI - PROLOG

Kariera to piękna rzecz, ale nie możesz
się do niej przytulić w zimną noc. 
~ Marylin Monroe

       DROGI PAMIĘTNIKU – BO WSZYSTKO TRZEBA JAKOŚ ZACZĄĆ.

 W zasadzie nie wiem dlaczego postanowiłam chwycić długopis w dłoń i wyjąć Cię z zakurzonej szafki stojącej w rogu mojego małego pokoju.
Słowo pamiętnik zawsze kojarzyło mi się z dziewięcioletnią dziewczynką w różowej sukieneczce w prążki. Mającą jasne włosy związane w dwa kucyki z gumek w kolorze jej ubrania. Wierzy, że jest najpiękniejsza na świecie. Jest pewna, że przed progiem jej cichego domu pojawi się książę na białym koniu i zabierze ją z tego świata – do krainy baśni... i marzeń, znajdującej się za górami i lasami.
 Jednak mną kieruje coś zupełnie innego. Moje życie stało się obozem przetrwania. Właściwie czyje nim nie jest? Żyjemy żeby umrzeć, a może jest w tym jakiś głębszy sens? Jednak ja nie mam zamiaru pisać o sensie naszej ciągłej linii, która jest kruchą rzeczą.
 Więc zastanawiasz się dlaczego postanowiłam zrobić coś, co do tego kluczowego momentu uważałam za bezsensowne. Jedyne co chcę – to znaleźć zwykłego przyjaciela, który z uwagą, bez zbędnych komentarzy wysłucha moich słów, żalenia się na wszystko czy też napadów nadmiernego szczęścia. Uważam, że lepiej jest napisać wszystko na pożółkłej kartce, bez wymówienia ani jednego słowa na głos niż rozmawiania ze słupem czy pomnikiem z brązu.
Choć... jak mamy zacieśnić nasze więzy jeśli nic o mnie nie wiesz? Nie masz nawet świadomości co do tego w jakiej sytuacji aktualnie się znajduję. Spodziewam się, że od Ciebie nie wyciągnę za wiele informacji, więc najlepiej zacznę i... skończę.

 Nazywam się Clarie Burton mam 18 lat i mimo to jestem świadoma tego, że nie wiem nic o życiu. Nawet jeśli prawo traktuje mnie jak dorosłą osobę. Tylko czy tak naprawdę ktokolwiek osiąga dorosłość? Co to słowo w ogóle oznacza? A tak zapomniałam, że nie mówisz.
Ale nie ma sensu cały czas pisać o sobie i uważać się za nie wiadomo kogo. Poznaj resztę osób, które są blisko, ale jednak daleko od mojego serca.


 Mój ojciec – Michael mnie i moje rodzeństwo ustawiał i nadal ustawia wedle swojego zwykłego – przeczucia. Kiedy tylko uczestniczył przy naszych narodzinach już wiedział czym będziemy się interesować i kim zostaniemy za parę lat. Jakby układał nam życie od samiutkiego początku. Uważał, albo raczej uważa nadal, że jest największym mędrcem, oraz że każde jego słowo jest święte i niepodważalne. Mimo tego, że w jakimś stopniu czułam, że jednak go kocham to zupełnie go nie szanowałam. Był on wojskowym, wyjątkowo zajętym pracą, którą stawiał na pierwszym miejscu. Jestem pewna, że gdyby miał wybierać między rodziną, a karierą bez zastanowienia wybrałby to drugie. Wyjeżdża w sierpniu, a wraca dopiero na zakończenie naszego roku szkolnego. Jednak jego powrotu nie obchodzimy z wielkim bananem na twarzy, szampanem czy czekoladowym tortem. Wiemy, że jeśli przekroczy próg naszego domu zacznie się prawdziwe piekło.

 Z mojej siostry, która jest najstarsza z naszego rodzeństwa postanowił zrobić mózgowca, wielką panią chirurg. Licząc, że zawsze, o każdej porze będzie najlepsza i najmądrzejsza. Nie wiedział jednak o czym ona marzy naprawdę. Był pewny, że jego zdanie jest ważniejsze i więcej warte niż czyjekolwiek. Dlatego Sarah żeby pokazać ojcu wręcz idealne świadectwo postanowiła nie uczyć się wcale. Jedyne co robiła to z każdej możliwej lekcji spisywała ściągi na kartkę, którą wkładała do szkarłatnego oraz niezawodnego dla niej piórnika. Wiedzy nigdy jej nie przybywało. Okłamywała go – zresztą – jak każdy z nas.

 Jimmy był zaś najmłodszy z rodzeństwa. Ojciec uznał go za wielkiego artystę. Widział w nim talent. Myślał, że będzie on wybitniejszy niż Leonardo Da Vinci. Powtarzał mu to co ranek kiedy tylko postanowił odwiedzić nasze miasto. Jednak on marzył o karierze wielkiego sportowca. Nienawidził zamykać się w czterech ścianach siedząc w ciemnym pokoju. Gdzie jedynym źródłem światła była mała, biurkowa lampka towarzysząca mu od niepamiętnych lat. Za jego plecami trenował w naszej szkolnej drużynie i nie zamierzał... BA... on nawet nie myślał o tym żeby powiedzieć ojcowi o jego zainteresowaniach.

 Jednak sądzę, że to mi trafiło się najgorzej. Uznana byłam za wielką gwiazdę sportu. Czego zawsze zazdrościł mi Jimmy. Byłam dziewczynką, która zamiast bawić się w przebieranie lalek oraz wymyślania różnych niestworzonych historii z ich udziałem w wieku dziesięciu lat trzymałam w ręku najprawdziwszą broń. Kiedy skończyłam lat siedem uczęszczałam do szkoły gdzie uczono różnych sztuk walki. Ojciec jednak nie wie, że całkiem niedawno odeszłam od nich. Teraz w moim życiu sport towarzyszy mi wyłącznie na lekcjach w-fu oraz na treningach cheerleaderek, których postanowiłam nie porzucić. Nie chciałam aby cała grupka dziewczyn, które wspierałam przed każdym występem zawiodła się na mnie w jakimkolwiek stopniu.

 Zawsze zazdrościłam dzieciom, których ojcowie – wspierają. Po porażkach pocieszają, a po odniesieniu sukcesu nagradzają. Jednak mój taki nie był. Każdy mój błąd musiałam odpłacić. Zaś po każdym moim zwycięstwie wmawiał mi, że mogłam być jeszcze lepsza. Moje siniaki i blizny nazywał przegraną i obrazą dla niego, a także dla samej siebie. Nie wiedział jednak, że byłam tylko małą dziewczynką chcącą jedynie dumy własnego ojca. Żeby pocałował mnie w czoło, a nie uderzał ćwicząc różne ciosy w naszym zarośniętym ogródku. Nigdy nie dostałam żadnej z tych rzeczy.


 Za to naszym aniołem stróżem jest niezawodna mama. Chroniła nas przed wściekłością i wybuchami ojca, a także nigdy nie wydała naszych słodkich tajemnic. Możliwe, że do wyjęcia Cię z szafki zachęciła mnie jedna, przerażająca, wywracająca moje życie do góry nogami sprawa. U mojej mamy wykryto raka tarczycy. Całkiem niedawno. Nie wiedziałam co czuć. Czy miałam płakać i użalać się nad sobą? Czy może podnieść się na nogi i żyć dalej? Lekarze sądzą, że guz rozrasta się w szybkim tempie, a mama za rok będzie leżała już w grobie, na cmentarzu w Hidden Rise.

 Clarie nie wytrzymała. Zamknęła zakurzony pamiętnik i rzuciła nim o podłogę aż otworzył się na jednej z pożółkłych, niezapisanych stron. Usiadła na łóżku i skuliła się w kłębek. Nie wiedziała czy płakać czy może jednak krzyczeć. Każda choćby najmniejsza myśl o chorobie jej kochanej mamy działała na nią tak samo.
W takiej samej pozycji siedziała jakieś dziesięć minut. Po przypomnieniu sobie, że to nie ona, a jej rodzicielka powinna czuć właśnie tak. Teraz wstała i zeszła po skrzypiących schodach na najniższe piętro posiadłości Burtonów. Nogi niosły ją w stronę salonu. Podeszła do wieży i włączyła radio na cały głos. Była sama w domu więc nie musiała przejmować się siostrą karzącą jej uciszyć ten jazgot.
 Dziewczyna nie przypominała tej samej osoby co kiedyś. Co prawda nadal miała średniej długości, lekko lokowane jasno brązowe włosy. Twarz nadal była na kształt serca. Jednak jej oczy koloru błękitnego nieba nie błyszczały tak jak kiedyś. Teraz były podkrążone i straciły swój dawny blask. Kiedyś uśmiechała się do wszystkiego i wszystkich ukazując swoje krystalicznie białe zęby. Teraz robi to zdecydowanie rzadziej. Co nie było by takie złe gdyby jej wyznanie było, po prostu – szczere.
 Clarie zaczęła skakać po kanapie. Robiła także coś na wzór tańca. Nie można było tego nim nazwać. Taniec jest sztuką, a nie trzymaniem rąk przy sobie, bujaniem się na prawo i lewo oraz ściskaniem twarzy w dzióbek.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi, którego nawet najgłośniejsza muzyka nie dała rady zagłuszyć. Wyciszyła piosenkę o zranionej miłości i podbiegła do drzwi. Nie wyglądała za dobrze w krótkich szortach w paski, bluzką z babeczką i skarpetami do kolan, ale na chwilę zapomniała o swoim ubiorze. Złapała za klamkę i...
     – NIE! NIE! NIE! – odezwał się znajomy głos.
     – Lucy? – Dziewczyna ucieszyła się, że wie kto stoi po drugiej stronie kiedy tylko spojrzała na swój aktualny strój.
Tylko po co tak szaleńczo pukałaś w te drzwi jeśli nie masz zamiaru wejść? – pomyślała blondynka.

Lucy jest najlepszą przyjaciółką Clarie. Uznawaną za o wiele bardziej rozważną od niej. Miała ona ciemno brązowe włosy sięgające do ramion. Orzechowe oczy, bladą cerę i pełne, różowe usta.
      – Clarie to ty? Ym.... jesteś sama? – Dziewczynie wyraźnie drżał głos.
     – Nie. Jimmy pojechał na trening baseballa. Mama jest w klinice – na chwilę zawiesiła głos – a Sarah wyszła gdzieś z koleżankami. No, a sytuacji z ojcem nie muszę ci, mam nadzieję tłumaczyć.
     – Możesz otworzyć. – W każdym razie widać było, że Lucy nie miała ochoty na kontynuowanie konwersacji czy nawet odpowiedzenia na jedno, maleńkie pytanie.

 Ciemno włosa zrobiła zdziwioną minę ale złapała za klamkę i otworzyła drzwi, których Sarah jak zawsze zapomniała zamknąć na klucz. Spojrzała na przyjaciółkę. Wytrzeszczała oczy i złapała się za usta aby stłumić swój krzyk. Ciarki przeszły jej po plecach. Na altance widziała niby tą samą opanowaną Lucy, która zawsze odsuwała ją od każdego głupiego pomysłu, ale teraz była ona kimś zupełnie innym. Jej oczy błyszczały jeszcze bardziej niż zwykle. Usta drżały. Ręce miała złożone na piersi. Zaś jej twarz nie była sklejona wyłącznie łzami, ale i czerwoną, gęstą... krwią.
KONIEC PROLOGU

***

 Mam nadzieję, że wytrzymaliście do końca. W zasadzie ta historia odbiega zupełnie od mojego poprzedniego opowiadania. Tamto było przedstawione w formie bardziej realnej. Zaś tu postanowiłam postawić na fantastykę. 
    Zapraszam do ocen opowiadania w komentarzach.

wtorek, 23 grudnia 2014

CHRISTMAS TAG

 Nie da się nie zauważyć, że święta zbliżają się ogromnymi krokami. Już jutro będziemy obchodzić Wigilię, a razem z nią idzie odpakowywanie prezentów, spędzanie czasu z rodziną, kolędowanie czy jedzenie wigilijnych potraw. Szczerze mówiąc grudniowe święta są moimi ulubionymi. W urodziny się starzejemy, a ja w wieki osiemnastu lat wolałabym zostać w miejscu. Za świętami wielkanocnymi nie przepadam, a imienin nie obchodzę, a więc... zostaje mi tylko Wigilia, Boże Narodzenie i Nowy Rok. Teraz my łączmy się w smutku, że ten rok nie przyniósł nam świątecznego śniegu i... zacznijmy tag, którego pytania postanowiłam przerobić:


1. Kiedy zaczynasz przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia?
Ja jak i moja rodzina jesteśmy osobami odkładającymi wszystko na ostatnią chwilę. Dlatego nie ma nawet mowy, że choinkę, potrawy czy prezenty przygotowujemy czy nawet planujemy już od początku grudnia. Więc zaczynamy gdzieś tak w tydzień przed świętami albo nawet jeszcze później.

2. Masz kalendarz adwentowy?
Leży gdzieś na półce w moim pokoju. Rodzice kupują je co rok raczej ze względu na moją młodszą siostrę. Nie gardzę nim jednak i przyjmuje. Zaś czekoladki jem kiedy mi się spodoba. Teraz utknęłam bodajże na 18 grudnia.

3. Jakie są twoje ulubione filmy świąteczne?
Znając życie większość odpowiedziałaby, że jest to Kevin, ponieważ każdy chyba wie, że jest on puszczany co rok w telewizji i dla niektórych jest on nawet tradycją. Jednak ja niej jestem nawet pewna czy kiedykolwiek obejrzałam go całego. Moim ulubionym świątecznym filmem nie jest on tylko "Titanic". Także jest puszczany co rok, a o nim mówią mniej.

4. Ulubione potrawy świąteczne?
Jestem dziwną osobą, ponieważ nie jadam zbyt wiele w święta. Jestem jednak zmuszona do jedzenia różnych dań. Jeśli miałabym między nimi wybierać to najchętniej zjadam barszcz z uszkami czy pierogi.

5. Jaką będziesz miała choinkę w tym roku?
Niestety czy stety: sztuczną. Jest ona z moją rodziną już wiele lat i nadal się z nią nie rozstajemy.


6. Otwierasz prezenty w Wigilię czy w świąteczny poranek?
Jak co roku w Wigilię. Zaś kiedy miałam poniżej dziewięciu lat prezenty dostawaliśmy wyłącznie wtedy, ale... były one takie jak w Wigilię tylko wcześniej i z rąk Mikołaja.

7. Ulubiony zimowy napój?
Raczej nie mam swojego "ulubionego", ale można powiedzieć, że jest to cola, którą piję w nocy o północy w zimę i lato. Wiem jednak, że jest to niezdrowe dlatego staram się ją ograniczać i pić więcej herbaty z cytryną.

8. Ulubione świąteczne piosenki?
Ich także nie mam, a więc powiem Wam czego słuchałam w tym miesiącu. Zaczęłam oglądać coraz więcej i więcej parodii. Wpadłam w jakąś panię. Zaś teraz słucham na przemian ich oraz piosenek, które są połączone ze sklejką z różnych filmów i świetnie obrobione. Tak jak - [tutaj].

9. Jak zazwyczaj spędzasz Sylwestra?
 Jak co rok razem z kuzynką próbujemy pobić rekord. Naszym dotychczasowym jest siódma nad ranem. Poinformuję Was już w 2015 jeśli uda nam się go pobić.

10. Jak obchodzisz Wigilię?
Wieczorem razem z moją małą rodziną przyjeżdżamy do dziadków gdzie spotykamy się z jej większą częścią. Dzielimy się opłatkiem, a następnie jesteśmy zmuszani przez babcię do jedzenia wigilijnych potraw. Potem jest to sławne odpakowywanie prezentów. Rozmawiamy chwilę z rodziną, a ja z moją niezawodną kuzynką idziemy do pokoju obok rozmawiać o swoich sprawach, oglądać filmy czy co tam jeszcze. Jak zawsze śledzone przez moją młodszą siostrę. Przy okazji kradnąc kawałki ciast ze stołu.


 To chyba tyle z tego świątecznego tagu. Chciałabym Wam także zadać jedno pytanie. Jeśli mogę...

JAK WY OBCHODZICIE WIGILIĘ?

czwartek, 18 grudnia 2014

RECENZJA - WIECZNIE ŻYWY

Około rok temu o moje uszy odpił się tytuł "Wiecznie Żywy". Wiedziałam, że owa ekranizacja jest o zombie... i... praktycznie tyle. Dopiero całkiem niedawno zaczęłam się nią dokładniej interesować oraz nareszcie obejrzeć na własne oczy. Czy żałowałam? Przeczytajcie moją recenzję.


 „WIECZNIE ŻYWY” jest to filmowa adaptacja książki - „Ciepłe Ciała” napisanej przez Isaaca Mariona. Jego reżyserią jak i scenariuszem zajął się Jonathan Levine. 

Większości pewnie wiadomo, że jest to film twórców popularnego i krytykowanego „Zmierzchu”. Więc ja na samym początku postawię karty na stół i powiem w prost, że ekranizacja o zakochanym zombie spodobała mi się bardziej niż ta o nadopiekuńczym wampirze. Mimo że tu, jak i w historii Belli najważniejszym wątkiem jest praktycznie niemożliwa miłość pomiędzy istotą nadludzką, a człowiekiem. Jednak te obydwa filmy znacząco się od siebie różnią. Zobaczcie sami...

 Przyznam się bez bicia, że ten film jest moją pierwszą ekranizacją o tych nadprzyrodzonych stworzeniach jakimi są zombie. Możliwe, że dlatego historia wydawała mi się mniej oklepana. Błagam ile można jeszcze na siłę wciskać te wampiry... szczerze, to już trochę nudne. 


 Historia opowiada o życiu chłopaka, który został zamieniony w zombie, czyli krwiożerczą bestię. Nie pamięta on własnej rodziny, ani nawet –  własnego imienia. Dlatego mówi o sobie – R. Czuje on, że nie pasuje do świata morderczych i przerażających istot. Po pewnym czasie zakochuje się w ludzkiej dziewczyny Julie. Jednak okazuje się, że jest ona córką mężczyzny, który odstrzela głowy zombie z zamkniętymi oczami. R chce ją za wszelką cenę zatrzymać przy sobie. Ratuje więc jej życie i zabiera do swojego domu, który mieści się w samolocie, albo raczej – to samolot jest jego domem. Główny bohater wraz z pogłębianiem znajomości z dziewczyną odzyskuje swoje cechy człowieczeństwa. 


 Historia może się wydać na pierwszy rzut oklepana, ale jest naprawdę warta naszej uwagi. Owa ekranizacja nie raz wzruszyła mnie do łez. Przedstawia nam siłę miłości, która potrafi zmieniać na lepsze. Pokazuje, że warto wierzyć w drugą osobę i nie oceniać po pozorach. Tak naprawdę, w środku serca każdy z nas jest dobry, tylko musi się postarać aby ta cecha była jeszcze silniejsza.

 Jednak nie ma praktycznie żadnego filmu bez wad. Dla mnie dość niedorzeczne wydaje się to... że owe zombie poruszają się na początku bardzo powoli. No, ale jak przyjdzie co do czego to biegają najszybciej jak się da. Nie jest to wcale powolny trucht, raczej super szybki sprint.


 Mimo że interesuje się aktorstwem, to jednak nie jestem specjalistką w tych sprawach. Chociaż w tym filmie chyba nawet amator zauważy beznadziejne aktorstwo, które głównie tyczy się brakiem wyrażania emocji przez mimikę twarzy. Teresa Palmer – aktorka, która gar Julie jest, chyba zaginioną bliźniaczką Kristen Steward. Zniszczyła mi ona lekko początki filmu, ale potem przyzwyczaiłam się do jej kompletnego braku entuzjazmu, w chwilach, w których miała być szczęśliwa... no... i innych. Jednak przyznam, że już lepiej opanowała wyraz smutku, ale za to na jej twarzy nie malował się żaden wyraz przerażenia. No błagam... porywa was zombie, a wy robicie minę jak po zjedzeniu cytryny, płaczecie i... nic więcej? Może tak to działa, nie wiem mnie nigdy nie porwano, chyba, że... wyprali mi mózg, ale... to inna sprawa.

 Przynajmniej aktor, który gra głównego bohatera, (Nicholas Hoult) wykazał się swoimi zdolnościami. Pomimo iż nie miał za wiele kwestii do wypowiedzenia to nadrabiał swoimi wręcz pięknymi oczami, mimiką twarzy, opanował nawet poruszanie się stylem zombie. On miał trochę więcej do roboty niż wystawianie rąk przed siebie i ryczenia na cały regulator. Do niego nie mogę się przyczepić. Moim zdaniem został stworzony do tej roli. 

 Ekranizacja jest jednak podobna do „Zmierzchu” nie tylko w nadmienionych na wstępie wątków, ale i paroma innymi rzeczami. Towarzyszy nam często lektor głównego bohatera lecz w jednym filmie ten bohater potrafi wyrazić swoje szczęście, a w drugim, jeśli chodzi o to jest dość ciężko. Para ma swoje załamania, ale na końcu pokazuje, że miłość przezwycięży wszystko. 


 Podsumowując – owy film jest naprawdę świetny. Ma swoje błędy, ale... co ich nie ma? Między innymi właśnie tego nas uczy. Pokazujący, że miłość to nie tylko pocałunki, przytulanie, czy trzymanie się za rękę. Przedstawia nam, że polega ona na wzajemnym szacunku, wspieraniu się nawzajem oraz tolerowaniu swoich wad i niedoskonałości. Osobiście bardzo serdecznie Wam go polecam. Sama obejrzę go drugi raz w tą niedzielę... może ktoś przyjdzie? Drzwi są otwarte.

A WY CO SĄDZICIE O TYM FILMIE?

czwartek, 11 grudnia 2014

ZROBIĘ WSZYSTKO - ROZDZIAŁ VI

 Tu troszkę się rozpisałam, ale... wydaje mi się, że to całkiem dobrze. Na moją historię poświęcicie mniej niż dziesięć minut, ale i tak mam nadzieję, że to nie będzie stracony czas. 
Jesteśmy także coraz bliżej starcia z zagadkami Marylin. W następnym rozdziale przejdziemy już do głównego wątku.
ROZDZIAŁ VI
I KNOW


 Dreszcze przechodziły mi po ciele. Dlatego cały czas w rękach trzymałam gorący kubek z herbatą. 
W zasadzie to nie wiem dlaczego aż tak przejmuję się osobą, której praktycznie nie znam. Może... czuję się winna, albo... boję się o niego tak jak człowiek o człowieka. Oglądający reklamy z chorymi dziećmi, które są nam obce, ale i tak ich nam szkoda. Nie wiem, naprawdę nie wiem co myśleć.
     Lepiej? – spytał Ethan. 
     Nie...
Nie wiedzieć czemu – zawsze byłam szczera do bólu. Kłamałam tylko w obronie własnej. Kiedy tylko zgubiłam rolę na przedstawienie (a robiłam to często) zawsze zganiałam na siostrę. Mówiąc, że wzięła ją i gdzieś rzuciła. Były one lekkie w porównaniu do innych, ale... kłamstwo to kłamstwo. Prawda?
    Niby dlaczego się nim tak przejmujesz? Nic o nim nie wiesz. Jest... obcy. – Podparł się łokciami o stół z baru.
    Nie wiem – odchrząknęłam.
To jedyna odpowiedź na jaką mógł liczyć. Nawet jeśli wygłaszał monologi, które spokojnie można by było zapisać na jednej kartce... zawsze odpowiadałam góra pięcioma słowami.
   A jak tam rozmowa o pracę?
Pracę? Zupełnie o niej zapomniałam! Marylin! Ach... jeden dzień mnie nie zbawi. Miałam się pojawić na miejscu dziś o dziewiątej nad ranem. Lecz ja... nie dam sobie rady. Nie w takim stanie.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie i wybiegłam z barku. Znalazłam się w łazience. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam na wybrany numer... Pięć nieodebranych połączeń. To się wkopałam.
      Ha halo?
      GDZIE PANI JEST?! CZEKAM NA PANIĄ JUŻ PIĘĆ GODZIN!
      Ja ja... miałam wypadek.
      Wypadek? – Zniżył ton swojego donośnego głosu – Słucham.
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam mu całą historię. Nie wiem, który raz już ktoś ją ode mnie słyszy.
      Dziennikarz powinien być na miejscu wydarzeń bez względu na okoliczności – powiedział łagodnie.
Okoliczności? Hallo... ja jechałam samochodem w stronę Texasu. No i jeszcze szpital... wypadek.
     Ja ja wiem, ale... 
     Ale, pani nie jest jeszcze dziennikarzem. Więc... wybaczam.
     Dzięku...
     Jutro o umówionej godzinie i w umówionym miejscu. – Nie dał mi dojść do słowa – Do widzenia panno Anderson.
     Do wi... - rozłączył się, no i znów nie dokończyłam.
Wróciłam do barku. Opowiedziałam narzeczonemu na pytanie i zamówiłam kolejną herbatę. Piątą w tym dniu. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z torebki i odebrałam. Był to numer: Madge?
      Co jest?
      Obudził się! Żyje! Ha ha! – Wyobrażałam sobie jej uśmiech.
      Naprawdę... to... to wspaniale! Pa pa Madge. Zaraz będę.
Rozłączyłam się i uśmiechnęłam do Ethana. Uśmiechem tak szerokim i szczerym, że każdy kto by na mnie spojrzał wyszczerzyłby zęby razem za mną.
Tak zrobił Ethan.


Potem złapał za płaszcz i poszliśmy razem do szpitala przy Middle Street. Ręce przestały mi się trząść, a ja czułam, że przedawkowałam herbatę. O ile to możliwe.
Weszliśmy przez szklane drzwi, a następnie wkroczyliśmy do sali Matta. Jednak po minucie mój towarzysz wyszedł i zostałam sama.
     No i nie będziesz mogła wyssać krwi z nieboszczyka – uśmiechnął się.
     Kurcze, a już myślałam, że się nie wyda. – Odwzajemniłam się tym samym.
Postawiłam białe krzesło obok jego łóżka i zaczęłam gadać jak najęta. Skomentował nawet moje starcie z gazem rozweselającym.
     Nie uwierzysz, ale przez ciebie naćpałam się herbatą.
     Ha... tego jeszcze nie było. A u mnie nic ciekawego. Choć... możliwe, że też coś przedawkowałem. Wydawało mi się, że skaczę po tęczy. Ach fajnie było.
    Nie wiem co ci tam podawali, ale...
Spojrzał na mnie krzywym wzrokiem i powiedział:
    Dlaczego przyszłaś?
To pytanie... zwaliło mnie z nóg. Nie miałam zielonego pojęcia co odpowiedzieć.
    Martwiłam się i... 
    A teraz tak na serio. Proszę, jestem chory. – Udawał, że kaszle.
    Szczerze tak? Sama nie wiem...
    Spodziewałem się wyznania miłosnego, albo coś w tym stylu.
Uderzyłam go dla żartów torebką.
    Ej! Nie! - uśmiechnęłam się. 
    Żartowałem. Nie zabijaj.
Rozmawiałam z nim jeszcze jakieś pół godziny. Może trwałoby to dłużej, ale... Ethan.
    Co tam gołąbeczki? 
    Ej trochę prywatności. Nie wolno komuś wchodzić w paradę jak się z kimś całuje. Co nie?
    Całuje?!
    Aha...
    On... on żartuje – powiedziałam lekko przerażona.
Wiem jaki jest Ethan wolałabym, aby Matt odłożył swoje żarty na bok.
    No pewnie. A co myślałeś? Istnieje takie coś jak... sarkazm. Tylko mądrzy go rozumieją.
Ethan zrobił kwaśną minę, ale wyciągnął rękę do chłopaka.
     Ethan Forbs – przedstawił się – narzeczony Giny.
Musiał.
     Matt Downsword – odpowiedział – nie narzeczony Giny.
Pożegnałam się z Mattem. Musiałam wrócić do domu. Jutro o dziewiątej rano miałam znaleźć się w domu Masoonówny. Jechaliśmy srebrnym autem, a Ethan miał minę jak po zjedzeniu ziarnka gorczycy.
    Hej. Co jest? 
     Nic...
Na nic więcej nie mogłam liczyć.
Samochód zatrzymał się przed ogromną willą z basenem. Miała ona ponad dwadzieścia pokoi, które moim zdaniem były kompletnie niepotrzebne. Ethan był biznesmenem. Często nie było go w domu. Kiedyś każda chwila bez niego była przygnębiająca. Teraz... przyzwyczaiłam się do jego wyjazdów w delegację. Mimo że w tym wielkim domu pracowało trzech służących to i tak czułam się samotna, ale... tylko czasami.
Spojrzałam na Ethan'a, a on zwrócił głowę w lewo i spojrzał mi w oczy.
    Wiesz, że cię kocham prawda? I nigdy, naprawdę n-i-g-d-y nie zdradziłabym cię z kimś innym. Wiesz prawda?
Nie odpowiedział nic. Złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do siebie. Musnął delikatnie moje usta wargami, a następnie pocałował.
Czułam już tylko zapach jego perfum i miętowej gumy z baru.

    Wiem...
A potem znów... czułam już tylko jego zimny, miętowy oddech.

wtorek, 9 grudnia 2014

POMARZYĆ TO SE MOŻESZ... CZYLI CO CHCIAŁABYM DOSTAĆ NA GWIAZDKĘ

 Zbliża się gwiazdka, a ja już rozmyślam nad tym co znajdę pod choinką. Tam na dole pojawia się lista prezentów, które sobie wymarzyłam. Nie znaczy to, że jestem rozpieszczana, albo coś w tym stylu... kiedy tylko mój tata dowiedział się co chciałabym dostać odpowiedział krótko: "To se zarób". No, ale pomarzyć zawsze można. Prawda?

  • Dary anioła zostały tak nachwalone przez moją koleżankę, że aż zapragnęłam dostać je w swoje brudne łapki. Sądzę, że ten prezent należy do grupy możliwych - dzięki cioci.
  • Skyrim, Beyond, Far Cry 4 i GTA V - dziewczyna, a gra w gry. Nikt mi nie zabroni. Co prawda gry są na konsolę od Sony, której nie posiadam, ale... zresztą dowiecie się za moment.
  • PS3 - no właśnie. Zbieram na nie już z jakieś dwa lata i... jeszcze nie uzbierałam odpowiedniej kwoty. Jednak rodzice postanowili mnie wspomóc wiedząc, że mi zależy. Dlatego jest on prezentem tak drogim, że aż nie wieże w to, że go dostanę. Trzymajcie kciuki.
  • Bluza - jest zima, a więc jak sama nazwa wskazuje jest bardzo zimno. Mimo, że nienawidzę gorąca to także nie lubię kiedy to jest mi strasznie chłodno. Do tego sądzę, że bluza jest dla mnie idealnym rozwiązaniem.
A JAKIE SĄ WASZE WYMARZONE, GWIAZDKOWE PREZENTY?

    sobota, 6 grudnia 2014

    PREZENTY, MIKOŁAJKI I PŁYTA

     Wszem i wobec ogłaszam, że okres świąteczny już się rozpoczął. Staram się powoli  do niego przyzwyczaić, a Mikołajki mi trochę w tym pomogły.



     O ile mieszkam w małej, świętokrzyskiej wsi to bynajmniej mnie każda wycieczka do miasta cieszy. Dziś rodzice - mimo, że raczej nie obchodzimy Mikołajek - postanowili nas gdzieś zabrać. Moja młodsza siostra nie mogła wytrzymać z podskokami w sklepie z zabawkami. Zaś ja dopiero wstępując do Empika poczułam się jak w domu. Pełno  książek, płyt z filmami, serialami i muzyką, gry. Ach no po prostu praktycznie wszystko co potrzebne do szczęścia. Osobiście postawiłam na płytę moim zdaniem godnego do naśladowania, tworzącego świetną muzykę, o pięknym głosie i wielkim talencie (się nachwaliłam) Eda Sheerana. Droga, bo droga, ale musiałam, jako... wierna fanka. No, a teraz przynajmniej mogę odhaczyć ją z mojej listy świątecznych życzeń.




     Jednak uczestniczyłam w Mikołajkach na większą skalę. Mianowicie w naszej szkole. No... może trochę przesadziłam, ale... W naszej klasie kupowaliśmy sobie nawzajem prezenty. Jak to w większości szkołach się organizuje. Moja przyjaciółka także została przeze mnie obdarowana. Zaś ja dostałam książkę, za którą dziękuję tej oto Pani ---> W. Polska autorka, ale szczerze jej opis z tyłu zachęca do jej jak najszybszego przeczytania.

    CZAROWNICE Z WOLFENSTEINU - PIERŚCIEŃ I SITO
     Mam nadzieję, że Wy także spędziliście miło tegoroczne Mikołajki. Także mam do Was pytanie:

    JAKIE BYŁY WASZE MIKOŁAJKOWE PREZENTY?

    środa, 3 grudnia 2014

    SZPILKA #4

    Wraz z końcem listopada pojawiła się nowa szpilka!
    Szczerze... listopad to najgorszy (przynajmniej dla mnie) miesiąc w roku. Razem z wrześniem byliby niezłą parą. No, ale... nie obchodzą Was zapewne moje wywody tylko ulubieńcy, czy tam podsumowanie (jak kto chce) listopada:

    •   Nie da się ukryć - IGRZYSKA ŚMIERCI KOSOGŁOS CZ.1 był najbardziej wyczekiwanym przeze mnie filmem. Nie będę się rozpisywać tutaj na jego temat, ale jeśli chcecie zobaczyć ową premierą widzianą moimi oczami zapraszam [TUTAJ].  Mogę nadmienić jednak, że ani trochę się nie zawiodłam i zachęcam Was abyście dobijali się drzwiami i oknami do kin i wczuli się w wojnę przeciw Kapitolowi.

    •  Tak wiem, że to dziwnie wygląda, ale PARODIE IGRZYSK ŚMIERCI w tym (raczej w tamtym) miesiącu przypadły mi wyjątkowo do gustu. Sadzę, że każdemu fanowi spodoba się ich bardziej komediowa strona. Tutaj macie owe piosenki ustawione przeze mnie od najlepszej do najgorszej. Sprawdźcie sami:

    •  Trochę za dużo o nich na moim blogu, ale... co tam. To mój blog. PAMIĘTNIKI WAMPIRÓW wyjątkowo mnie urzekły i zachęciły do oglądania innych seriali typu: The Walking Dead. Do końca nie wiem dlaczego, ale w historii Damona, Eleny i Stefana widzę coś co mnie automatycznie przyciąga do siebie. Wraz z nadejściem drugiego sezonu udało mi się (przyznaję bez bicia) popłakać... i to bardzo. Także gorąco Wam polecam!
    Serial możecie obejrzeć tu: http://www.kinoman.tv/serial/pamietniki-wampirow

    PRZEWIŃCIE DO 3:40. ;)

    •  Za nadesłanie mi tej piosenki bardzo dziękuję Weronisi. :) Powiem, że David Guetta powalał mnie na nogi wieloma swoimi twórczościami. Wraz z każdą nową piosenką staje się coraz lepszy. Właśnie za to go podziwiam. Nie pomijajmy także tego, że Sam Martin dołożył wszelkich starań do stworzenia tej produkcji. Ale jak zawsze my tu nie tylko o piosence. Możliwe, że teledysk podobał mi się także dlatego, że kojarzy mi się z filmem "Wyścig", który był dla mnie absolutnym hitem tamtego roku.
    To już koniec SZPILKI zapraszam Was do następnej części rzecz jasna już za miesiąc. Żegnam się z Wami:
    PA, PA.