Postanowiłam z okazji HALLOWEEN zrobić dla Was prezent. No: "cukierek, albo post", a niżeli nie mam predyspozycji do obdarzania Was słodkimi niespodziankami to mam post, post, który jest początkiem nawet... kilku rozdziałowego opowiadania. Także bez zbędnego przeciągania:
LET'S GET TO STARTED:
LET'S GET TO STARTED:
Gina Anderson, albo
raczej zaginiona siostra bliźniaczka sławnej Emmy Stone.
Łudząco przypominała ona ową aktorkę. Tak samo
zaczesane, sięgające lekko za ramiona, lekko rudawe, kręcone włosy. Wręcz identyczne zielono-szare oczy i podobne rysy
twarzy. Co prawda można być dumną z posiadania takiej urody, no,
ale Gina nie zawsze odbiera ją pozytywnie. Mianowicie: jej wygląd
znacząco przyciąga uwagę, aż... za bardzo. Gdyby nie to, że
przez całe życie mieszkała na wsi gdzie większość tylko na
początku myliła ją z popularną aktorką, ponieważ potem
przyzwyczaili się do jej rysów twarzy i nie pytali cały czas o
podpis na poplamionej kartce.
Teraz jednak mieszka w
mieście i to nie byle jakim... muzea, zabytki, wiele nowych ludzi i
to wszystko w jednym, deszczowym Londynie. Tu praktycznie nikt jej
nie znał, a o autograf poprosiła już znaczna liczba osób.
Przeszkadzało jej to ogromnie w jednej, jedynej rzeczy.
Tak opisuję właśnie
zaledwie garstkę mojego życia, które znacznie się zmieniło z
rozpoczęciem pewnej ciekawej rozmowy.
A więc... poznajcie moją
historię.
– Bardzo zależy pani
na tej pracy? - zapytał mężczyzna w garniturze.
– Jak na niczym innym –
odpowiedziałam.
– A więc co mam innego
zrobić jak panią przyjąć. CV po prostu i-d-e-a-l-n-e-,
doświadczenie też ma pani ogromne... – rozłożył ręce i
wyszczerzył białe zęby.
– Naprawdę to, to...
wspa...
– Ale... jest jedno –
ale – zacmokał i oparł się o skórzany fotel.
Wygląd. Pomyślałam i od
razu zmarkotniałam. Myślałam, że pomoże mi on choć trochę w
tym: świecie show-biznesu, ale chyba zdarzy się wręcz odwrotnie.
– Musi pani coś dla
nas zrobić – odchrząknął
– Co? Zrobię wszystko
– wytrzeszczyłam niebieskie oczy.
Mężczyzna podszedł do
jednej z szuflad otworzył ją i zaczął szukać czegoś w
dokumentach. Licząc na cud trzymałam zaciśnięte dłonie. Nagle
szef firmy wyjął parę kartek i rzucił z uśmiechem na
krystalicznie czyste biurko znajdujące się w jego krystalicznie
czystym biurze.
– Merlin Maslow
zamordowana? - odczytałam – ale co to ma do rzeczy?
– Dziennikarka musi
mieć... jakby to powiedzieć. Fakty, ciekawe przede wszystkim
takie, które... które zaciekawią publiczność. Merlin Maslow
czterdziesto-paro aktorka światowej sławy zginęła z niewiadomych
przyczyn. Nie ma nawet śladu po kuli, czy pobiciu, a nawet śladu
po wbiciu noża. A więc ty – wskazał mnie palcem – musisz
odkryć jak... i dlaczego zginęła.
– A to nie jest
przypadkiem sprawa policji, jakiś... detektywów.
– Tak, ale to ty ją
dostaniesz...
– No, nie wiem –
spuściłam wzrok.
– A chcesz tę pracę?
Co prawda byłam już w
wielu firmach, które odrzuciły moją propozycję, a taka zabawa w
detektywa i spełnienie największych marzeń o zostaniu sławną
dziennikarką nareszcie się spełnią.
– Bardzo.
– Więc – spojrzał
na mnie spode łba.
– Wezmę tą sprawę –
i uścisnęliśmy sobie dłonie.
– Zacznijmy od tego co
już wiesz.
– Wiem, że ma na imię
Marlin i była sławną czterdziestoletnią aktorką na wielką
skalę i, że została zamordowana, albo co jest bardziej
prawdopodobne popełniła samobójstwo.
– Jakoś w to nie
wierzę znałem Marlin w miarę dobrze i nigdy nie pomyślałbym,
ale... to może być – strzał w dziesiątkę! - krzyknął
– Ale to była dość
prosta dedukcja – zero śladów po kulach, zero jakichkolwiek
znaków przemocy... pewnie wzięła dużą ilość tabletek, ale...
– Ale i tak musimy się
dowiedzieć... dlaczego?
– Musimy...
Znów zaczął czegoś
szukać w aktach wyraźnie podekscytowany. Potem oparł się o fotel
i zaczął tłumaczyć.
– Bataille Williams –
jej chrześnica Marlin, mieszkała z nią po śmierci rodziców, a
potem – pstryknął palcami – BUM! Trafiła to psychiatryka.
Podał jej zdjęcie.
Bataille miała rozczochrane i mocno lokowane czarne włosy, koliste
okulary i aparat na jej białych zębach.
– A więc Bataille
Williams.
– Mamy też jej kuzynkę
Caroline Butler.
Ładna blondynka z
pofalowanymi włosami i szaro-niebieskimi oczami. Na fotografii nie
pokazywała zębów miała głębokie dołeczki i bladą twarz.
– Od paru lat nie
obchodziło jej życie Marlin, aż tu nagle pojawiła się, a
aktorka umiera. Przyjrzyj się jej – potem zaczął szukać
jeszcze (pewnie) następnego zdjęcia, którego najwidoczniej nie było
– mamy też jej, takiego, można powiedzieć... chłopaka. Nic o
nim nie wiemy jedyne co to, to, że jest z nim od niepełnego tygodnia w związku, ale Caroline mówi, że łączy ich wielka miłość.
Może to on jest sprawcą, nie wiadomo .
– No tak, ale po co
szukać sprawcy, jeśli... panna Maslow popełniła samobójstwo.
– A nie pomyślałaś,
że ktoś mógł ją do tego zmusić. Ha...?
– Racja... -
przyznałam.
Każdy był podejrzany,
ufać nie było wolno: NIKOMU, bez wyjątku. Nadal myślałam, że
sprawczynią zgonu jest właśnie ofiara, ale trzeba było to
potwierdzić.
Dlaczego zrobiła taki
wielki krok? No, albo może kto ją do niego zmusił.
Mężczyzna wziął kartkę
i dał mi wiele gazetek z nagłówkiem: „Czy Marlin Mason popełniła
samobójstwo”, albo „Marlin Mason nie żyje”. Dostałam także
jej dane co do adresu, wieku, imienia i nazwiska, oraz kariery
zawodowej. Zabrałam wszystkie dokumenty i wyszłam z pięknego,
zaszklonego w prawie każdym pomieszczeniu biura na uliczki
deszczowego Londynu licząc na: lepsze życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz