### - POSTAĆ ZE ZDJĘCIA OBOK
Rosseau's –
Nowy Orlean – godzina 18:25
Clarie jak
zawsze o tej porze pracowała w zatłoczonym, nowo orleańskim barze
chcąc pomóc wujostwu z finansami. Choć oni zarzekali, że nie
potrzebują pieniędzy dziewczyna uparła się i postanowiła ich nie
słuchać. Wolała pracować tutaj, niż być im dłużna ogromną
sumę. Nie było tu jednak aż tak źle. Sama praca miała też
swoje uroki. Brunetka mogła w niej poznawać wiele nowych, często
przyjaznych twarzy. Jednak kiedy postanowią one wypić za dużo
alkoholu – Clarie trzyma z nimi dystans.
Kiedy nalewała
piwa zdruzgotanej, czarnowłosej kobiecie do baru wpadł kolejny
klient, który zupełnie nie wpasowywał się w panujący tu klimat.
Ubrany w ciemny garnitur. Jego twarz nie wyrażała żadnych, nawet
najmniejszych emocji. Ma on ciemno– brązowe włosy oraz
piwno–brązowe oczy. Jego rysy twarzy są kanciaste – wysokie
kości policzkowe, silne szczęki i prosty nos. Wygląda na około
dwadzieścia –siedem lat. ### Podszedł do baru i usiadł na wysokim
krześle obok mężczyzny, który ani razu nie odwrócił się w
stronę barmanki. Jakby znajdował się w swoim świecie. Na blacie
położył strzałki do darta, a następnie rzucał w tarczę. Co
dziwne znajdowała się ona na drugim końcu pomieszczenia. Jednak
zawsze trafiał w sam środek. Pewna kobieta jak na zawołanie
przynosiła mu rzutki kiedy tylko wszystkie znajdujące się na
blacie zniknęły.
Nagle
mężczyzna w garniturze przemówił:
– Clarie
Burton – zmrużył oczy.
– Wydaje mi
się, że nie ciężko się domyślić – wskazała imię na
plakietce. – A u ciebie plakietki nie widzę więc jestem skłonna
zapytać: Jak się nazywasz?
– Elijah
(czyt. Elajżja) Mikaelson.
Pierwszy raz
od wejścia do baru wyraził jakieś emocje. Uśmiechnął się, a
Clarie odwzajemniła ten gest.
– Coś
podać? Za miłe zachowanie nie zniżamy ceny. – Schyliła się
nad Elijah i szepnęła. – Szef nie pozwala.
– Chateau
Lafite.
Clarie
zmarszczyła czoło. Nie mięli niczego takiego. Już miała
powiedzieć, że napoju brak, ale...
– Bracie,
naprawdę liczysz na to, że dostaniesz jeden z najdroższych na
świecie alkohol w tym zakurzonym, nowo orleańskim barze.
Dziewczyna
miała mu coś odpowiedzieć, ale po pierwsze: uznawała powiedzenie
„klient nasz pan”, a po drugie: o tym barze miała takie samo
zdanie.
– Może nie
jesteśmy tacy wytworni, ale moglibyśmy panu zaproponować
szampana. W najlepszym wypadku.
– My? –
prychnął – Nienawidzę jak ludzie dzielą się z innymi swoimi
osiągnięciami mimo że sami nie zrobili nic. – Jego głos
wydawał się znajomy.
– Przyzwyczajenie.
***
Po paru
godzinach zmęczona blondynka wyszła z restauracji. Tym samym
zostawiając wszystko w rękach Sophie. Jak chyba każdy nie
przepadała za nocnymi wypadami. Jednak była na tyle odważna, że
nie przejmowała się swoją aktualną samotnością. Czekała na
wujka, który jak zawsze miał odwieźć ja prosto do ich domu. W
kałużach odbijał się blask ulicznych lamp. Nagle pod jedną z
nich stanęło auto. Niby światło pomogłoby jej dokładniej się
mu przyjrzeć, ale tym razem było zupełnie na odwrót. Odbijało
się od samochodu. Jedyne co udało jej się zauważyć to jego
czarny kolor. Jednak nie stanął on jak zawsze pod kwiaciarnią
Madame Rossetty lecz sklepem Timmiego i Burta. Zaczęła mieć lekkie
wątpliwości, ale i tak udała się w jego stronę. Zauważyła, że
nie ma w nim kierowcy. Przecież nie udałoby mu się wyjść
bezszelestnie i do tego zostać niezauważonym. Nagle usłyszała
świst. Zdziwił ją, ponieważ dziś nie usłyszała, ani nie
poczuła żadnego podmuchu wiatru. Nagle usłyszała czyjś oddech.
Odwróciła się i prawie krzyknęła. Stał za nią mężczyzna,
którego spotkała w drodze do szkoły, albo raczej na niego wpadła.
– Witaj z
powrotem Clarie.
***
Ciemno włosa obudziła się w aucie na miejscu pasażera. Nie pamięta nic co się
wydarzyło. On raczej nie uderzył jej łomem i wtargał do auta.
Raczej. Nie czuła żadnego bólu więc te opcję można wykluczyć.
– Jak się
tu do cholery znalazłam?
– Mówiłem,
że się jeszcze spotkamy. ###
– Tak bardzo
się cieszę, a teraz daj mi wyjść.
Staraj się być
spokojna. Niech nie myśli, że się go w jakikolwiek sposób boisz –
dodawał sobie otuchy Clarie.
– Niestety
nie mam tego w planach, kochana.
– Świetnie!
Utknęłam w aucie z seryjnym zabójcą czy może gwałcicielem?
– Zabawne.
Chociaż z tym pierwszym się zgadzam, ale spokojnie nie jesteś
moja ofiarą.
– Jesteś
serio nienormalny.
– Normalność
jest nudna – odparł.
– W sumie...
– powiedziała tak cicho, ze nie powinien jej usłyszeć, ale
jednak tak się nie stało.
– A widzisz
– krzywo się uśmiechnął.
– Muszę
ponawiać pytanie?
– Nie
musisz, ale możesz i nie nie udzielę odpowiedzi.
Włączył
radio. Dziewczyna pod–głosiła piosenkę i złożyła ręce na
piersi. Mężczyzna westchnął i jechał dalej nadal z uśmiechem na
twarzy. Mijali piękne budynki Nowego Orleanu, a za oknem leciał
film, który po chwili zamienił się w czarny ekran.
***
Zatrzymali się
przy ogromnej willi znajdującej się na kompletnym odludziu. Miała
ona idealnie wypielęgnowany ogród i duże, mocne drzwi. Jednak
teraz nie czas na podziwianie architektury.
– To tu
zaprowadzasz porwane dziewczyny aby je zamordować – prychnęła.
– Można tak
powiedzieć, ale... jak już mówiłem nie jesteś jedną z nich.
Miałaś szansę i dobrze ja wykorzystałaś.
– Hm...?
– Jeśli
okazałabyś się na tyle głupia aby histeryzować to z chęcią
poderżnąłbym ci gardło... miło, że było na odwrót. Szkoda by było.
– Oo jak
uroczo – powiedziała z sarkazmem.
Mogła uciekać,
ale jak powiedział gdyby tak się stało zabiłby ją. Mężczyzna
otworzył drzwi do domu i wyciągnął rękę – tym samym dając
jej pierwszeństwo. Clarie wzniosła głowę do góry i weszła do
domu. Był on pełny staroci. Gdyby nie znajdował się w obecnej
sytuacji pewnie zaczęłaby zwiedzać każdy jego cal. Weszła do
pokoju na lewo od drzwi wejściowych. Nie chciała czekać na tego
świra. Jednak „Przestępca” siedział już w czerwonym fotelu
obok kominka razem z...
Nie słuchała
odpowiedzi. Zaczęła rozglądać się po pokoju. Na kanapie
siedziała dziewczyna z rozpuszczonymi do ramion ciemnobrązowymi
włosami i piwnymi oczami. Ubrana w jeansy i bluzkę z kwiecistym
nadrukiem. Dopóki nie zobaczyła Clarie w ręce trzymała kubek z
herbatą. Kiedy tylko weszła do pokoju z brzdękiem upuściła go na
podłogę, ale nikt nie kwapił się posprzątać bałaganu. Może
czekali na gosposię, albo... coś w tym stylu.
– C-c-clarie?
Jestem Hayley – odezwała się kobieta. – Nie bój się możesz
mi zaufać.
– Czy ja
mówiłam, że się boję?
– Nie było
o tym mowy – powiedział mężczyzna, który ją tu przywiózł.
– Usiądź.
Ciasteczka? – Druga dziewczyna podała jej tacę z wypiekami.
Mężczyzna,
który ją tu przyprowadził parsknął na cały pokój.
– Żartujesz
sobie Rebekah? Dziewczyna właśnie została bez własnej woli wprowadzona
do naszego domu, a ty podajesz jej CIASTKA?
– Uspokój
się Nik. Trzeba rozładować napięcie.
Dziewczyna,
która chciała ją poczęstować miała włosy koloru blond. ### Do tego miała pełne usta
pomalowane ciemno–różową szminką oraz błękitne oczy i bladą
cerę. Wstała i założyła ręce na piersi. Była szczupła jak i
wysoka. Jej figura przypominała lekko figurę barmanki. Jednak owa
kobieta była niewiele chudsza. Dziewczyna pomyślała, że nie
dorównuje jej figurą poprzez objadanie się wszelakimi słodyczami
lub fast–foodami. Jeśli chodzi o sport, wysiłek i tego typu
rzeczy była jak najbardziej do przodu.
– Jeśli
mogę o coś spytać. CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?! - krzyknęła
Clarie.
Nagle brunetka
zwróciła się do niej i powiedziała lekko zestresowana:
– Usiądź...
nic ci nie będzie. Jestem tu, aby ci pomóc.
Dziewczyna na
przekór wszystkim stanęła przed kominkiem. Elijah uśmiechnął
się do Nika. Miał mu już powiedzieć: „De ja vu? Bracie”.
Jednak nie chcąc przerywać kobiecie ugryzł się w język.
– A więc
jesteś gotowa na poznanie tej historii, która zupełnie odmieni
twoje życie.
– Cokolwiek
to jest. Mów szybko. Muszę zdążyć przed północą – odparła
z kpiną w głosie.
Hayley
westchnęła i zaczęła swoją opowieść:
Pamiętam
cię jeszcze jako tą małą ośmioletnią dziewczynkę. Miałaś
wtedy krótkie blond włosy. Widzę, że teraz jest na odwrót.
Zmieniłaś się prawie całkowicie. Wtedy byłaś taka pulchna i
niska. Dziś jest na odwrót. Jednak jest coś co się nie zmieniło
– twoje oczy. Mają ten dziecinny blask. Nie żebym widziała cię
za długo, ale jednak zapamiętałam. Ja miałam wtedy lat
jedenaście. Wszystkie wilkołaki – nie przesłyszałaś się – w
ten dzień były ogromnie przerażone. To był dzień, w którym
miałaś się z nimi spotkać. Jednak... nie sama. Twój ojciec,
samiec alfa zażądał spotkania. A kiedy on organizuje coś w tym
stylu ginie wielu naszych. Jednak tym razem wyjątkowo nie miał
takich zamiarów. Każdy myślał, że jest przeciwnie dlatego ukryli
mnie za drzewem. Twój ojciec mnie nie znał. Myśleli, że wyczuje
mój zapach, ale miał wtedy pogorszony węch, więc była mała
szansa na moje przeżycie. Do tego było tam ich strasznie dużo, a
ja nie miałam typowego wilczego zapachu. Mianowicie twój ojciec
lubił eliminować słabsze jednostki. Wszedł, prowadził cie za
rękę, a ty trzymałaś się jego spodni. On... często cię
odtrącał. Nagle nasze obozowisko okrążyły dziesiątki wampirów.
To było straszne. Nasi odwieczni wrogowie. Nie rozumiałam jak i
dlaczego się z nimi zbratał. Nie słyszałam dokładnie co mówił.
Więc postanowiłam podejść bliżej. Zahipnotyzowali naszych i
kazali im zapomnieć o zajściu. Nie wiedzieli, że skrywałam się w
tamtej roślinności. Nie mogłam im dojść do rozumu. Michael
wyprał im mózg doszczętnie. Jednak wiem co kazał im zrobić: gdy
tylko skończysz swoje dziewiętnaście lat wilkołaki z tamtej grupy
będą pragnęli cię zabić. Nie znam jego motywu. Najpewniej chciał
abyś zyskała swoje moce wilkołaka poprzez... zabicie istoty
ludzkiej. Jak ja.
***
OD AUTORKI:
Mam nadzieję, że opowiadanie się podobało. Zapraszam do dyskusji w komentarzach. ;) Nie tylko pozytywne, ale i krytyczne oceny są ciepło przyjmowane.
A co do fabuły: trochę się pomieszało. Nagle ktoś napada na Clarie i porywa ją do domu, a ona się tym specjalnie nie przejmuje. Jeśli kogoś to irytowało to od razu powiem, że ona od dziecka była budowana na spartańskich warunkach i jej strach jest bardzo ograniczony. To tak dla sprostowania. Do tego w tym rozdziale pojawiło się wiele postaci, które w późniejszej fabule tuż za Clarie będą tymi najważniejszymi, będą tą straszną rodziną z przeklętym dzieckiem!
Super post ;) Pobodają mi się posty tego typu ;)
OdpowiedzUsuńInteresujący blog :D
OdpowiedzUsuń★http://roksanablogg.blogspot.com/2015/01/with-whole-that-is-what-at-me.html
Swietny rozdzial. Czekam na kolejne wpisy :)
OdpowiedzUsuńkasia-kate1.blogspot.com
Podobało i to bardzo.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post
czekam na kolejne wpisy :D
Bardzo fajny rozdział. Pisz dalej!
OdpowiedzUsuńhttp://paulinawojtyrablog.blogspot.com/
Rzadko kiedy podobają mi się blogi z opowiadaniami, ale nawiązałaś do jednego z moich ulubionych seriali. Dodatkowo bardzo fajnie się czyta :D.
OdpowiedzUsuńjuully-blog.blogspot.com
Bardzo się cieszę, a The Originals także jest jednym z moich ulubionych seriali. ;)
UsuńNo super i tak dalej,ale coś Ci w pewnym momencie nie wyszło:'Jej usta z natury miały przerwę i same pokazują przerwę pokazując jej zęby'.Przeczytałam to chyba z 40 razy i dalej jest jakieś dziwne :) Pomijając to zdanie-świetnie
OdpowiedzUsuńMój błąd. Niedługo poprawię. :)
UsuńBardzo fajny post
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://pauline-memories.blogspot.com
Ciekawy rozdział, zabieram się za czytanie pozostalych :) Bd zaglądać :3
OdpowiedzUsuńimagine-yuki.blogspot.com