Tu troszkę się rozpisałam, ale... wydaje mi się, że to całkiem dobrze. Na moją historię poświęcicie mniej niż dziesięć minut, ale i tak mam nadzieję, że to nie będzie stracony czas.
Jesteśmy także coraz bliżej starcia z zagadkami Marylin. W następnym rozdziale przejdziemy już do głównego wątku.
Jesteśmy także coraz bliżej starcia z zagadkami Marylin. W następnym rozdziale przejdziemy już do głównego wątku.
ROZDZIAŁ VI
I KNOW
Dreszcze przechodziły mi
po ciele. Dlatego cały czas w rękach trzymałam gorący kubek z herbatą.
W zasadzie to nie wiem dlaczego aż tak przejmuję się osobą, której praktycznie nie znam. Może... czuję się winna, albo... boję się o niego tak jak człowiek o człowieka. Oglądający reklamy z chorymi dziećmi, które są nam obce, ale i tak ich nam szkoda. Nie wiem, naprawdę nie wiem co myśleć.
– Lepiej? – spytał
Ethan. W zasadzie to nie wiem dlaczego aż tak przejmuję się osobą, której praktycznie nie znam. Może... czuję się winna, albo... boję się o niego tak jak człowiek o człowieka. Oglądający reklamy z chorymi dziećmi, które są nam obce, ale i tak ich nam szkoda. Nie wiem, naprawdę nie wiem co myśleć.
– Nie...
Nie wiedzieć czemu –
zawsze byłam szczera do bólu. Kłamałam tylko w obronie własnej.
Kiedy tylko zgubiłam rolę na przedstawienie (a robiłam to często)
zawsze zganiałam na siostrę. Mówiąc, że wzięła ją i gdzieś
rzuciła. Były one lekkie w porównaniu do innych, ale... kłamstwo
to kłamstwo. Prawda?
– Niby dlaczego się
nim tak przejmujesz? Nic o nim nie wiesz. Jest... obcy. – Podparł
się łokciami o stół z baru.
– Nie wiem –
odchrząknęłam.
To jedyna odpowiedź na
jaką mógł liczyć. Nawet jeśli wygłaszał monologi, które
spokojnie można by było zapisać na jednej kartce... zawsze
odpowiadałam góra pięcioma słowami.
– A jak tam rozmowa o
pracę?
Pracę? Zupełnie o niej
zapomniałam! Marylin! Ach... jeden dzień mnie nie zbawi. Miałam
się pojawić na miejscu dziś o dziewiątej nad ranem. Lecz ja...
nie dam sobie rady. Nie w takim stanie.
Nie odpowiedziałam na
jego pytanie i wybiegłam z barku. Znalazłam się w łazience.
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam na wybrany numer... Pięć
nieodebranych połączeń. To się wkopałam.
– Ha halo?
– GDZIE PANI JEST?!
CZEKAM NA PANIĄ JUŻ PIĘĆ GODZIN!
– Ja ja... miałam
wypadek.
– Wypadek? – Zniżył
ton swojego donośnego głosu – Słucham.
Wzięłam głęboki oddech
i opowiedziałam mu całą historię. Nie wiem, który raz już ktoś
ją ode mnie słyszy.
– Dziennikarz powinien
być na miejscu wydarzeń bez względu na okoliczności –
powiedział łagodnie.
Okoliczności? Hallo... ja
jechałam samochodem w stronę Texasu. No i jeszcze szpital...
wypadek.
– Ja ja wiem, ale...
– Ale, pani nie jest
jeszcze dziennikarzem. Więc... wybaczam.
– Dzięku...
– Jutro o
umówionej godzinie i w umówionym miejscu. – Nie dał mi dojść
do słowa – Do widzenia panno Anderson.
– Do wi... - rozłączył
się, no i znów nie dokończyłam.
Wróciłam do barku.
Opowiedziałam narzeczonemu na pytanie i zamówiłam kolejną
herbatę. Piątą w tym dniu. Nagle mój telefon zaczął wibrować.
Wyjęłam go z torebki i odebrałam. Był to numer: Madge?
– Co jest?
– Obudził się! Żyje!
Ha ha! – Wyobrażałam sobie jej uśmiech.
– Naprawdę... to... to
wspaniale! Pa pa Madge. Zaraz będę.
Rozłączyłam się i
uśmiechnęłam do Ethana. Uśmiechem tak szerokim i szczerym, że
każdy kto by na mnie spojrzał wyszczerzyłby zęby razem za mną.
Tak zrobił Ethan.
Potem złapał za płaszcz
i poszliśmy razem do szpitala przy Middle Street. Ręce przestały
mi się trząść, a ja czułam, że przedawkowałam herbatę. O ile
to możliwe.
Weszliśmy przez szklane
drzwi, a następnie wkroczyliśmy do sali Matta. Jednak po minucie
mój towarzysz wyszedł i zostałam sama.
– No i nie będziesz
mogła wyssać krwi z nieboszczyka – uśmiechnął się.
– Kurcze, a już
myślałam, że się nie wyda. – Odwzajemniłam się tym samym.
Postawiłam białe krzesło
obok jego łóżka i zaczęłam gadać jak najęta. Skomentował
nawet moje starcie z gazem rozweselającym.
– Nie uwierzysz, ale
przez ciebie naćpałam się herbatą.
– Ha... tego jeszcze
nie było. A u mnie nic ciekawego. Choć... możliwe, że też coś
przedawkowałem. Wydawało mi się, że skaczę po tęczy. Ach
fajnie było.
– Nie wiem co ci tam
podawali, ale...
Spojrzał na mnie krzywym
wzrokiem i powiedział:
– Dlaczego przyszłaś?
To pytanie... zwaliło
mnie z nóg. Nie miałam zielonego pojęcia co odpowiedzieć.
– Martwiłam się i...
– A teraz tak na serio.
Proszę, jestem chory. – Udawał, że kaszle.
– Szczerze tak? Sama
nie wiem...
– Spodziewałem się
wyznania miłosnego, albo coś w tym stylu.
Uderzyłam go dla żartów
torebką.
– Ej! Nie! -
uśmiechnęłam się. – Żartowałem. Nie zabijaj.
Rozmawiałam z nim jeszcze
jakieś pół godziny. Może trwałoby to dłużej, ale... Ethan.
– Co tam gołąbeczki?
– Ej trochę
prywatności. Nie wolno komuś wchodzić w paradę jak się z kimś
całuje. Co nie?
– Całuje?!
– Aha...
– On... on żartuje –
powiedziałam lekko przerażona.
Wiem jaki jest Ethan
wolałabym, aby Matt odłożył swoje żarty na bok.
– No pewnie. A co
myślałeś? Istnieje takie coś jak... sarkazm. Tylko mądrzy go
rozumieją.
Ethan zrobił kwaśną
minę, ale wyciągnął rękę do chłopaka.
– Ethan Forbs –
przedstawił się – narzeczony Giny.
Musiał.
– Matt Downsword –
odpowiedział – nie narzeczony Giny.
Pożegnałam się z
Mattem. Musiałam wrócić do domu. Jutro o dziewiątej rano miałam
znaleźć się w domu Masoonówny. Jechaliśmy srebrnym autem, a
Ethan miał minę jak po zjedzeniu ziarnka gorczycy.
– Hej. Co jest? – Nic...
Na nic więcej nie mogłam
liczyć.
Samochód zatrzymał się
przed ogromną willą z basenem. Miała ona ponad dwadzieścia pokoi,
które moim zdaniem były kompletnie niepotrzebne. Ethan był
biznesmenem. Często nie było go w domu. Kiedyś każda chwila bez
niego była przygnębiająca. Teraz... przyzwyczaiłam się do jego
wyjazdów w delegację. Mimo że w tym wielkim domu pracowało trzech
służących to i tak czułam się samotna, ale... tylko czasami.
Spojrzałam na Ethan'a, a
on zwrócił głowę w lewo i spojrzał mi w oczy.
– Wiesz, że cię
kocham prawda? I nigdy, naprawdę n-i-g-d-y nie zdradziłabym cię z
kimś innym. Wiesz prawda?
Nie odpowiedział nic.
Złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do siebie. Musnął
delikatnie moje usta wargami, a następnie pocałował.
Czułam już tylko zapach
jego perfum i miętowej gumy z baru.
A potem znów... czułam
już tylko jego zimny, miętowy oddech.
jejuuu <3 :*
OdpowiedzUsuń*_* jejku jaki cudowny blog, a opowiadanie na pewno polecę mojej przyjaciółce <3
OdpowiedzUsuńpatrycjaandnala.blogspot.com
Dziękuję, nie wiesz jak miło słyszeć takie słowa. ♥
UsuńŚwietneee <3
OdpowiedzUsuńMega podoba mi się twój szablon
OdpowiedzUsuńStyl pisania też masz bardzo ciekawy
Może obserwacja za obserwację?
Jeśli się zgadzasz zacznij, napisz u mnie "obserwuję" na końcu komentarza, a ja się odwdzięczę
MÓJ BLOG ♥ KLIK
Bardzo ciekawy blog ♥
OdpowiedzUsuńPS szablonik śliczniutki :3
może obs/obs? jeśli się zgadasz to zacznij i napisz na moim profilu wraz z linkiem do bloga to odwdzięczę się! :)
mój blog klik♥