niedziela, 30 listopada 2014

ZROBIĘ WSZYSTKO - ROZDZIAŁ V

 Było trochę trudności, ale... mam nadzieję, że nie jest to tutaj takie widoczne. Tutaj dojdzie para ważnych w przyszłości postaci. Jedna będzie ważna aż za bardzo. Taki mały wstęp jest dla mnie tradycją, którą (sądzę), że nie przerwę. No, ale dobra, dobra na razie koniec. Także... zapraszam!


ROZDZIAŁ V
PIĘĆ PROCENT

 Nagle brązowo-włosy lekarz wyciągnął defibrylator uderzył jego pierwszą część o drugą rozległ się cichy, krótki, ale bolesny dla uszu dźwięk. Podbiegł do Matta i przyłożył defibrylator do jego klatki piersiowej. Trup, lub też nie podskoczył raz jeden, drugi. Niestety ja nie wiedziałam co zdarzyło się dalej. Lekarz odzyskał panowanie i wyprowadził mnie z sali. Nie mogąc sobie ze mną poradzić oddał mnie w ręce o wiele bardziej muskularnego doktora. Nie miał on nawet jednego włosa na głowie, a kolor jego skóry był bardzo zbliżony do ciemnego brązu. Wiedząc, że jestem bez szans grzecznie poszłam z nim do najbliższej sali.
   – Madge zostawiam ci ją – odpowiedział swoim, a jakże donośnym głosem i wyszedł z pokoju.
Madge miała długie, blond włosy, pulchną twarz i znajdujący się na niej szeroki uśmiech.
     – Gina? Gina Anderson? - odezwała się kręcąc z niedowierzania głową.
    – No... tak – odpowiedziałam smętnym głosem.
    – Najbardziej odpałowa i szalona dziewczyna z liceum.
    – Ja jakoś cię nie pamiętam – powiedziałam nadal cicho, ale już trochę się żywiej.
    – Madge. Madge Collins mówi ci to coś?
Zmarszczyłam czoło i zaczęłam się zastanawiać kim ona była.
    – Najpopularniejsza paczka w szkole należała do ciebie. Więc nie dziwne, że mnie nie pamiętasz.
    – Zaczekaj! Już wiem! Wygrałaś jakiś konkurs co nie?
    – Dokładnie! Coś jeszcze?
    – To był konkurs matematyczny bodajże. Nosiłaś zawsze ogromne okulary i dwa warkocze.
    –To dziwne, że jednak ci coś świta.
Nie mogło być inaczej. Nie chciałam jej mówić za kogo przez moich kolegów była uważana. Kujonka, chwaląca się swoimi osiągnięciami na prawo i lewo. Zresztą nie tylko oni ją tam postrzegali. Praktycznie cała szkoła była przeciw niej. W tym ja.
Nie wygrała tylko konkursu matematycznego. O nie! Był też: ortograficzny, humanistyczny, ścisły, chemiczny, historyczny i... Bóg wie jaki jeszcze. Była bardzo uczuciowa. Może z powodu wielu zaczepek ze strony uczniów. Raz przegrała konkurs pierwszej pomocy. Załamała się. Nie mogła znieść porażki, ani... wyjść na prostą. Także zrezygnowała z nauki innych przedmiotów i zajęła się tylko tymi, które będą jej potrzebne w karierze lekarza. Chciała udowodnić, że popełnili błąd dając nagrodę innej osobie. Jak widać nie udało jej się. Stoi przede mną jako: pielęgniarka, a nie pani doktor z dyplomem z najwyższej półki. Tylko dlaczego mimo jej wytrwałości nie udało się?
    – Ręce ci się trzęsą? Co się stało?
    – Nic, nic.
    – Mam coś na twoje utrapienie.
Podeszła do półki i wyjęła opakowanie z tabletkami uspokajającymi.
    – Mi nie pomagają, ale... może tobie tak – odparła.
    – Nie. Dzięki.
    – Nie? W takim razie mam lepsze rozwiązanie.
Wyciągnęła rękę, a ja... niechętnie ją złapałam. Pociągnęła mnie na drugą część jakże ogromnego szpitala i zaprowadziła do sali: stomatologicznej? Przez całą drogę nie odezwałam się do niej ani słowem.
    – Katy!
    – Tak? - odparła dziewczyna z czarnymi, lokowanymi włosami i czerwoną szminką na ustach.
    – Gazik?
CO? Ja rozumiem, że nie byłam dla niej miła, ale...?
    – Ma się rozumieć – odpowiedziała i zwróciła się do mnie – siadaj.
Bardzo niechętnie usiadłam na fotelu i oparłam się o jego oparcie. A Katy na moją twarz nałożyła gumową maskę.
    – Tlenek diazotu – odparła – Inaczej znany jako gaz rozweselający. Ach mój ulubiony, legalny narkotyk.
Nie byłam pewna czy to konieczne, ale... nagle... przestałam myśleć nad tym co dzieje się wokół mnie. Zaczęłam się śmiać.
    – O jeny jakie wysokie czoło – krzyknęłam – Ha ha ha!
    – Taa – chwyciła mnie za rękę.
Byliśmy w połowie drogi, a ja zaczepiłam łysego doktora mówiąc.
    – Zdradzi mi pan skąd ma pan tak idealnie ułożoną fryzurę. Uczy pan samą Gesslerową?
Zdziwiony nie odpowiedział nic. A ja z Madge weszłyśmy do pokoju dla personelu.
    – No to co się tam wydarzyło?


    – Ja sobie tak jadę, jadę z porywaczem, który tak naprawdę był fajnym porywaczem i nie do końca mnie porwał. Aż tu nagle sarenka wyskakuje na drogę. Normalnie jak mama Bambiego. No i bum! - wszystko gestykulowałam rękami, a moją buzia wykonywałam lepszą mimikę od niejednego aktora – Uderzyliśmy w drzewko. To było niegrzeczne drzewko – zrobiłam smutną minę – ale ja super bohaterka – wstałam i położyłam ręce na biodrach – uratowałam świat, czy tam jedną osobę przed zagładą.
Mimo że nie była to wesoła historia to ja - opowiadając ją najdziwniej jak potrafiłam wywołałam uśmiech na twarzy Madge.
Pod działaniem gazu byłam jakieś parę minut. Nie pamiętam co jeszcze ślina mi na język przyniosła, ale... może to i lepiej.
    – Już uspokojona? - zapytała się blondynka nie licząc na odpowiedź – W takim razie weź te leki, bo nadal będziesz biadoliła o Tsunami kiedy tylko włączę kran.
Posłusznie (może dlatego, że nadal byłam w szoku) wzięłam tabletki i pogadałam chwilę z dawną znajomą. Potem poprosiłam o telefon i wybrałam numer tym razem licząc na pozytywną odpowiedź.
    – Ha halo? - powiedziałam pod wpływem leków cicho i spokojnie – przyjedź.
    – Ale kto mówi?
    – Gina. Szpital przy Malison Street.
    – O BOŻE! CO SIĘ STAŁO! - najwidoczniej nie potrzebował więcej informacji, dowodu.
    – Mnie?  Nic, ale... przyjedź.
    – PĘDZĘ!
I odłożył słuchawkę. Wyszłam ledwo stojąc na nogach do poczekalni. Jedyna osoba, która się tam znajdowała miała lokowane, krótkie siwe włosy i około siedemdziesięciu lat. Po paru minutach przez ogromne, szklane drzwi zobaczyłam czarnego Maserati podjeżdżającego pod budynek. Mężczyzna biegnący do szpitala o mało nie potknął się biegnąc po schodach. Ja również wybiegłam, mocno popychając drzwi i przytuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam.


    – Nigdy więcej mnie nie zostawiaj – odparłam przez łzy.
    – Obiecuję.
Przez około pięć minut nie dałam mu się wyzwolić z uścisku. Aż wreszcie weszliśmy do szpitala i usiedliśmy na krześle. Cały czas moja głowa leżała na jego ramieniu. Zaczęłam mu opowiadać wszystko krok po kroku. Było widać, że Ethan'a najbardziej zdenerwowały sceny z Mattem. Widząc moją lepką od łez twarz starał się powstrzymać od komentarzy.
    – Gina Anderson?
    – Tak to ja.
Przed oczami miałam nie specjalnie darzonego przeze mnie sympatią niskiego lekarza.
    – Mamy dobrą, ale i złą wiadomość.
    – Najpierw niech będzie dobra.
    – Poszkodowany żyje – odparł marszcząc czoło – ale...
    – Ale, ale co?
Wstałam.
    –Nie wiemy ile to potrwa. - powiedział odsuwając się. Najwidoczniej myślał, że się na niego rzucę, albo... coś w tym stylu - Czy uda mu się zwyciężyć? O ile na zewnątrz nie wygląda tak źle to wewnątrz...
    – Jakie są szanse na to, że przeżyje?
    – Znikome.
    – Czyli?
    – Ma 5% szans na to... że nie umrze w ciągu 24 godzin.
KONIEC ROZDZIAŁU V

wtorek, 25 listopada 2014

RECENZJA - IGRZYSKA ŚMIERCI - KOSOGŁOS CZĘŚĆ I

 Nareszcie! Rok czekania, ale... bez jakichkolwiek wątpliwości mogę powiedzieć, że opłacało się!


 Fabuła w wielkim skrócie polega na walce rebeliantów z bezuczuciowym Kapitolem, a dokładniej samym jego prezydentem Snowem. Katniss główna bohaterka ma za zadanie poprowadzić rewolucję u boku przebiegłej prezydentki. Peetę równie jak bardziej lubiane przeze mnie postacie Annie i Johannę przetrzymuje wrogi Lapitol. Nad Kotną czuwa ostatnio coraz mniej czuły Gale, który odsuwając ją od siebie próbuje się pozbyć uczucia jakim ją darzy.


 Tu chciałabym szczególnie pochwalić aktorstwo Jennifer Lawrence, która świetnie odgrywa postać Katniss, która sama w sobie jest osobą nadzwyczaj - sztywną. Aktorka jednak nie pozwoliła na zniszczenie tym filmu. Odegrała swoją rolę perfekcyjnie. Nie wydawała się postacią zupełnie poważną i niewiedzącą nic o uśmiechu. Jennifer udało się wykonać swoją robotę idealnie. Przeżywaliśmy całą historię pod jej czujnym okiem. Współczując jej, czując jej ból. Nie jestem pewna czy inna aktorka dałaby radę owemu zadaniu podołać. Obok Katniss jak zawsze stoi Peeta (Josh Hutherson), który w tej części nie towarzyszył jej już tak często. Osobiście do tej postaci nie pałam sympatią. Nie każdy musi. Wolę postacie takie jak Gale (Liam Hemswortch) pokazujące swoją siłę i odwagę. Tutaj moje współczucie wywołała także postać Finnicka (Sam Clafin), który z mężczyzny mającego w sobie wiele pozytywu zamienia się w okropnie przybitego. Cała sytuacja znacznie zmienia nastawienie bohaterów. Jednak Finnick jak i reszta pokazali swoją prawdziwą... tą wesołą twarz.


 Jestem osobą, która czytała książki Susanne Collins i powiem, że one nadzwyczaj zachwycają i wciągają czytelnika. Film także daje radę - nie powiem. O ile początek pierwszej części był nadzwyczaj nudny to tu nie nudziłam się ani minutę. Zabrakło ogromnie długich minut ciszy, które dla mnie były utrapieniem. Tu nie zabrakło także akcji trzymających za serce - potwierdzi to moja przyjaciółka, której popcorn zetknął się z ziemią. Jednak mimo to: część jest dopiero ciszą przed burzą. Jak w wypadku Harrego Pottera ostatnią część postanowili podzielić na dwa. Tutaj są różne ciekawe sceny, ale... to dopiero początek. Wiele sytuacji dla sezonowców na pewno nie zostało wyjaśnione.


Jeśli chodzi o sceny, które mnie poruszyły. Hm... z pewnością był to smutek Gale'a, próba jego zapomnienia. Dosłownie czułam to co on. Do innych zalicza się też poświęcenie ludu. Gwizdanie melodii Katniss, oraz trzy palce podniesione do góry były mocno karane przez strażników pokoju. Zaryzykowalibyście czyjeś życie dla kogoś innego? Większość powie: tak, no jasne! Ale nie jestem pewna czy zrobiliby to gdyby znaleźliby się w tej sytuacji. Dlatego podziw nie powinien należeć tylko do głównych bohaterów, ale i tych, których twarzy zapewne nie pamiętacie. Oni także zasługują na szacunek...


 Ogólną oceną byłaby dziesiątka, ale wiem, że za takie chwalenie dobijalibyście się do mnie drzwiami i oknami. Jak tego nie polecałam filmu w poprzedniej recenzji tu mogę obwieścić światu, że ta produkcja Lawrenc'a z pewnością zasługuje na nagrodę i na poznanie się z nie tylko tej części, ale i poprzednich. Może to ona skusi niektórych do sięgnięcia po książkę. Liczę także na Wasze mam nadzieję, że najdłuższe dyskusje w zdaniach. 



piątek, 21 listopada 2014

ZROBIĘ WSZYSTKO - ROZDZIAŁ IV

Pisałam ten rozdział zastanawiając się nad losem bohaterów. Raz myślałam, że skończą tak, a drugi, że inaczej. To jest kolejny rozdział przejściowy do ogólnej fabuły, która mam nadzieję zaciekawi jeszcze bardziej. Tutaj może nie obyć bez strat. Jakich? Zobaczcie sami...


ROZDZIAŁ IV
POMOCNY ALKOHOLIK

Wydawało mi się, że w obecnej sytuacji tylko ja dam radę zapanować nad sytuacją. Poduszka powietrzna uratowała mi życie. Mimo że moja rana nadal obficie krwawiła, a dodatkowo cała twarz była pokryta siniakami i różnymi obdarciami. Gdyby nie poduszka nie wiem co by się ze mną stało. No i nagle sobie coś przypomniałam. Spojrzałam lekko w lewo i...
    – MATT! MATT! - krzyczałam na cały głos w kółko i w kółko powtarzając to imię. Aż do zdarcia gardła i stracenia mowy. Teraz mój głos zamienił się w mocną chrypę.
Leżał z głową na kierownicy wciskając klakson, który słychać było na cały las. Odpięłam pasy i przysunęłam się licząc, że mój kurs pierwszej pomocy, który co prawda miał miejsce w piątej klasie na coś mi się przyda. Na początku zdjęłam jego twarz z kierownicy – nastała cisza. Przechyliłam jego głowę, aby krew z nosa przestała ściekać na jego jeansowe spodnie i skórzane siedzenia. Zaczęłam trzęsącymi rękami szukać chusteczki. Leżała pod moimi nogami, podniosłam ją i oblałam (nie spodziewając się, że jeszcze coś w niej zostało) wodą z plastikowej butelki. Przyłożyłam mu do nosa i popatrzyłam na resztę jego obrażeń. Miał posiniaczoną twarz, jednak... bardziej ode mnie. Z ust wylewała mu się krew, która poplamiła cały samochód i moje ręce. Bałam się, że zginie! W tej stresującej sytuacji zapomniałam o wszelkich zasadach pierwszej pomocy. Zaczęłam biegiem poszukiwać telefonu. Głupia! Zapomniałam go! Poszukałam więc po kieszeniach Mata.
   – JEST!
Wyciągnęłam go, ale... miał całą rozwalona szybkę, a dodatkowo był kompletnie rozładowany. Wciskałam trzęsąc się przycisk włączania, ale... nic. Wiedziałam, że liczy się każda sekunda. Zaczęłam więc nerwowo naciskać klakson krzycząc:
    – CZY KTOŚ TU JEST?! POMOCY! - krzyczałam przez minutę starając się zapomnieć o bolącym gardle.
Nagle stało się. Zza krzaków wyskoczył mężczyzna. Wychudzony, z siwą brodą i połatanymi ubraniami. W ręku miał niedrogi alkohol, sam ledwo stał na nogach. Nie liczyłam na to, że w jego kieszeni znajduje się telefon, ale... zawsze można spróbować.
    – Zakłócasz mi mój sen! Co to ma być! Dzwonię na policję! Naskarżę na was! Ha! Ha! Przeszkadzanie sąsiadom po północy! HA! HA! HA! HA!
Czyli jednak miał telefon” - pomyślałam. Wyjął z kieszeni całkowicie nowiutki model dotykowego telefonu. „To jasne, że komuś zwędził”.
     – Ach tylko jak to się...? – upadł na ziemię.
   –Ykhm... proszę pana. PROSZĘ PANA!
Był kompletnie nieprzytomny. Bałam się podejść, ale... spojrzałam na Matta. On... mnie uratował bez oporów.
Niepewnie więc podeszłam do bezdomnego. Wyciągnęłam rękę, aby złapać telefon. Już... już go miałam.
      – A a co panienka robi?
    – Ja ja chcę zadzwonić na, na policję. Podobno ktoś tu zagłusza ciszę nocną.
     – A no ta, ta. A maaaasz pa-panii to to cho-cholerstwo – czkał cały czas, a jego oczy były bardzo senne – Ty-tylko da mi się panieneczka Helenka zdrzemnąć.
     – O-o-oczywiście – jąkałam się nadal.
     – Dobranoc...
     – Ym... dobranoc.
Wyjęłam szybko telefon i ruszyłam w stronę samochodu. Droga, którą przebyłam była zaznaczona ścieżką krwi. Nadal bojąc się, że bezdomny wstanie i uderzy mnie w głowę szklaną butelką. Roztrzęsiona wybrałam numer: 112.
     – Hahahalo – odchrząknęłam.
    – Co się dzieje?
Jak to było?
     –Ym... mam na imię Gina, Gina Anderson. Jestem w ciemnym lesie blisko ścieżki. Nasz, nasz samochód rozbił się o drzewo. Mój kolega on... ma całą posiniaczoną twarz, z buzi leci mu krew, a, a do tego krwotok z nosa nie chce ustąpić. Mężczyzna ma około 25 lat. Proszę, proszę. Pomocy – powiedziałam tym razem przez łzy.
     – Ale gdzie pani się znajduje?
     – Nie wiem! Nie wiem... pomocy liczą się sekundy.
     – Oddycha?
     – Ym – przyłożyłam głowę do jego piersi – tak, ale, ale ledwo.
     – Ale... ale gdzie pani jest? Miejscowość, adres?
     – Nie wiem. Naprawdę. Namierzcie telefon, albo, albo cokolwiek tylko... pomóżcie.
     – Karetka za niedługo przyjedzie.
Kobieta po drugiej stronie rozłączyła się, a ja nie wiedziałam co robić.
       – A co tu za impreza?
     – Matt, ty ty żyjesz.
A potem znów stracił przytomność, albo... życie.
     – Matt! Matt! - trzęsłam nim, ale... nic zero reakcji.
Emocje sięgnęły górę. Pełna strachu z zaklejoną od łez twarzą przytuliłam się do niego. Spojrzałam na jego twarz. Miał na niej wymalowany krzywy uśmiech. Miałam już krzyknąć. Jego gra aktorka była bezczelna... ale... powstrzymałam się myśląc, że może nie ma siły na mówienie.
Po długiej chwili usłyszałam sygnał karetki. Zmieniałam właśnie Mattowi opatrunek po raz trzeci. Wzdrygnęłam się, zaczęłam naciskać klakson i krzyczeć na cały głos.
     – TUTAJ! TUTAJ!
Wybiegłam na ulicę i zaczęłam machać rękami. Kierowca ambulansu zobaczył moje krwawiące czoło i natychmiast zawrócił.
Dalsza sytuacja z mojej perspektywy była dość dziwna. Na siłę chcieli mnie wciągnąć do ambulansu. Krzyczałam, że ze mną tak naprawdę nic nie jest, że trzeba ratować Matta. Dwoje mężczyzn złapało mnie jednak za ręce i wniosło do ambulansu. Potem z o wiele, wiele większym trudem pociągnęli do niego Matta. Położyli go na noszach i podłączyli kroplówkę. Jechaliśmy w stronę szpitala z zawrotną prędkością. Lekarka siedząca u tyłu ambulansu była cała naburmuszona.
       – No dlaczegóż to nie powiedziałaś nam co się stało z twoim czołem? - i nagle się uśmiechnęła.
     – Nie było to dla mnie ważne.
     – A.. rozumiem wolałaś bronić swojego chłopaka. Jesteście już narzeczeństwem, a może – chichotała – już po ślubie.
     – To ani mój chłopak, ani narzeczony, a mąż? Broń Boże...!
Zadawała mi różne pytania zakrywając moją głowę opatrunkiem. Nagle dojechaliśmy. Cieszyłam się, że nareszcie uwolnię się od tej wścibskiej doktorki.
Drzwi od tyłu karetki otworzyli owi mężczyźni, którzy wnosili Matta jak i mnie do pojazdu. Mimo że lekarka powstrzymywała mnie od pójścia to uległa moim lekko wymuszonym, a lekko nie: łzą. Pobiegłam za noszami.
     – Gdzie...?
     – Proszę nic nie mówić, jest to poważna sytuacja... - odezwał się niższy lekarz.
     – A... a... ale?
     – Proszę.
Uległam biegnąc za noszami bez słowa. Wjechali do małej sali, podpięli Matta do monitora, który pokazywał bicie jego serca. Nie było normą. Zaczęło niebezpiecznie i szybko dźwięczeć. Niski lekarz wyganiał mnie z sali, ale nie dawałam za wygraną.
     – CO Z NIM BĘDZIE! - krzyczałam najgłośniej jak tylko potrafiłam.
     –Proszę... wyjść.
Nagle stanęliśmy w tym samym momencie. Przestałam wierzgać. Monitor dźwięczał teraz tylko jedną nutkę. Wysoką i długą. Na nim samym widniała jedna, cienka, zielona kreska.

     Serce przestało bić. 
KONIEC ROZDZIAŁY IV

poniedziałek, 17 listopada 2014

RECENZJA: DZIEŃ DOBRY, KOCHAM CIĘ!

 Zanim mnie zlinczujecie za pójście na Polską produkcję to powiem Wam, że: niczego nie żałuję. Zaraz dowiecie się... DLACZEGO?


 Sama fabuła filmu: banalna. Jest kobieta, która, akurat w tym momencie nie szuka żadnego mężczyzny i jest w stu procentach pochłonięta pracą. Zgadnijcie co się z nią dzieje? Jeżdżąc na rolkach niedaleko Warszawskiej tęczy wpada na właśnie takiego lekarza, który według niej jest jej księciem z bajki. Bohaterowie wymieniają się numerami i... on go gubi, a ona dostała zupełnie błędny telefon. Także postanawiają, będąc pewni swojej miłości odnaleźć siebie nawzajem. No i tak zaczyna się właśnie cała akcja filmowa.



 Na pierwszy ogień idą aktorzy i cała filmowa obsada. Główna bohaterkę: Basię gra nie kto inny jak wybita na reklamach Barbara Kurdej-Szatan. Roześmiana i wyglądająca na bardzo przyjazną dziewczynę blondynka. Powiem Wam, że mnie jakoś nie specjalnie zachwyciła. Po prostu: zwykła, przeciętna aktorka. Aleksy Komorowski grając drugą z kolei główna postać także nie wykazywał jakiś specjalnych zdolności. No, a o ile ja mam słabość do przystojnych mężczyzn to osobiście mi jego rola bardzo umiliła cały seans. Żeby nie opisywać się po każdym po kolei to w tym filmie swoje zdolności pokazała Olga Bołądź, a przede wszystkim Paweł Domagała, który ma zadatki na świetnego aktora. Jego postać grała po prostu kumpla jednego z głównych bohaterów, a i tak to właśnie sceny z nim rozśmieszały najbardziej i nie tylko...


 To, że owa produkcja jest polska wcale mnie nie zniechęcało jednak lekko odpychało. Mam uraz do ojczystych filmów po obejrzeniu jakże przerażająco nudnego Bejbi Blues, które po dziesięciu minutach samo prosiło się o wyłączenie go i pójście spać. Postanowiłam jednak zapomnieć o tym przeżyciu i wybrać się na ta produkcję bez żadnych wahań. Czy zawiodłam się? Nie! No, ale też jakoś specjalnie nie zachwyciłam. Zwykła polska komedia romantyczna. Bez żadnych głębszych analiz. Po prostu idealny film na listopadowe wieczory, które dzięki niemu na pewno Wam się umilą. Bynajmniej tak było w moim przypadku. Co mi jednak przeszkadzało? A było nim to, że nie wiadomo co zdarzy się za chwilę to i tak na mur beton byłam pewna zakończenia. No i nie pomyliłam się, ani na jotę. No... może w sprawie Ivo, ale to można pominąć. Tego chyba nikt się nie spodziewał. 


 Także najważniejsze czy polecam ten film? Tak jak powiedziałam on jest takim umileniem, bez głębszych przemyśleń z paroma śmiesznymi scenami. Wybór należy do Was. Jednak jeśli się wahacie nad pójściem na niego to mogę Wam powiedzieć, że polecam, ale nie do końca. Zależy od tego jak patrzycie na komedie-romantyczne. Jeśli ich nie lubicie to po co, a jeśli tak śmiało zapraszam... na Dzień Dobry Kocham Cię! Przed obejrzeniem filmu ostrzegam dodatkowo: jeśli go nie widzieliście: NIE oglądajcie żadnych zwiastunów, teledysku, ani nic z tych rzeczy. Mianowicie w nich pojawia się większość najlepszych scen... także strzeżcie się!


 Chciałabym tu też poruszyć ogólną falę hejtu na ten film. Jak ja czytałam komentarze pod piosenką Mroza (a sama piosenka nie jest sama w sobie zła) to łapałam się za głowę i pomyślałam, że ludzie są czasami bez mózgu. (Teraz jak patrzę to większość komentarzy spod tego teledysku jest usunięte). Spoko, rozumiem obejrzeć film i potem go w jakiś sposób krytykować no, ale napisać, że pewnie będzie gniotem, bo polskie. Serio? Potem widziałam komentarze pod zwiastunem Miasta 44. Były one dobre, a dlaczego? A pewno dlatego, że jedna osoba napisała, że film będzie rewelacja. To reszta poszła za nią. Trzea używać swojego mózgu, a nie czyjegoś. Właśnie dlatego tej komedii, ani Wam nie polecam, ani nie zniechęcam do oglądania. Ja jestem szczęśliwa, że zdecydowałam się pójść na ten film, a ktoś inny nie będzie. Takie życie. No, ale najpierw sami zobaczcie, a potem oceniajcie ~ rada na przyszłość.

A WY CO SĄDZICIE O TEJ NOWEJ POLSKIEJ KOMEDII ROMANTYCZNEJ?

piątek, 14 listopada 2014

ZROBIĘ WSZYSTKO - ROZDZIAŁ III

O jejku rozpisałam się w tym rozdziale. Mam nadzieje, że z tego powodu będziecie zadowoleni. Bohaterowie są już idealnie dobrani - tak jak sobie wymarzyłam. Mam nadzieję, że zapoznacie się ze wcześniejszymi częściami jeśli tego jeszcze nie zrobiliście. No i oczywiście całą krytykę od Was przyjmuję z otwartymi ramionami...



ROZDZIAŁ III
MORDERCZA ŁANIA

 Najpierw straciłam słuch, a potem zupełnie już kontakt ze światem.
Obudziłam się słysząc i czując lekki wietrzyk muskający moją piegowatą twarz. Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam, że droga rusza się w prędkości w jakiej nie powinna. No, a w ogóle powinna się ruszać? Spojrzałam szarymi oczami w lewą stronę. Siedziałam na miejscu pasażerskim, a samochodem nie sterował nikt inny jak mężczyzna, którego niedawno poznałam. Nie jestem pewna czy to co wydarzyło się tu można nazwać porwaniem. Z jednej strony mam ochotę wyszarpać mu oczy, a z drugiej podziękować za pomoc. Postanowiłam na razie nie odzywać się do niego ani słowem i na nowo zamknęłam oczy. Chyba nie zauważył nawet mojego przebudzenia.

Po dziesięciu minutach nie wytrzymałam z moim wybuchowym charakterem. Więc wstałam założyłam ręce, zrobiłam złą minę i zsunęłam się lekko z fotela wpatrując się w drogę.
   – O księżna nareszcie się przebudziła – powiedział drwiąco.
   – Obudziłam się już wcześniej, ale jakoś nie miałam ochoty słuchać twoich denerwujących tekstów.
   –  Ale jednak... odezwałaś się – spojrzał na mnie, a potem zwrócił głowę z powrotem w stronę drogi.
   – Bo... Yhm - jąkałam się.


   – Tłumaczenie typu „bo” - zaczął mnie przedrzeźniać – nie jest tłumaczeniem – i wrócił do dawnego, krzywego uśmiechu.
Zmieszana wyjrzałam poza okno. Nie znałam tej trasy, nie poznawałam tego miejsca. Co prawda nigdy nie powiedziałam gdzie mieszkam. On nawet nie wie jak mam na imię! No to się wkopałam. Głupia budka telefoniczna.
   – Zastanawiam się czy cię nie posądzić o porwanie.
Dalej się uśmiechał.
   – Nie zrobisz tego.
   – Bo?
   – Bo. To nie jest porwanie. Ratuję ci tyłek i tyle.
   – A ogólnie to co wydarzyło się po tym jak ten złodziej postanowił ukraść mi torebkę.
   – Także teraz słuchaj uważnie – odwróciłam się w jego stronę    – Ten... koleś podbiegł do ciebie od tyłu i chciał zabrać ci tą sławną... torebkę.
   – To już wiem – irytowałam się i jednocześnie niecierpliwiłam.
   – Tak więc ja jako super, mega, przystojny i odważny bohater otworzyłem dach i wyskoczyłem z auta. Przywaliło się temu gościowi w tego ryja i BUM! Leży, a torebka jest tutaj – pokazał palcem moje drzwi – nie zawiozłem go na policję, bo był tak spaśnięty, że zajęłoby mi to z parę dobrych minut. Mogłem wybierać, albo nagłówki gazet, albo ty... i wybrałem. Przedtem chciałem zadzwonić na policję. Na pogotowie nie było potrzeby. Myślałem, że to tylko omdlenie.
   –  Myślałem?
   – Tsa, ale zaczekaj daj mi dokończyć. No, ale sytuacja wyglądała tak... Człowiek leży na ziemi, ja mam twoją torebk
ę. Postanowiłem... walę to. Wziąłem cię do samochodu, ponieważ zauważyłem coś... niepokojącego i... tak poznałem waszą matkę – uśmiechnął się... znowu.
Odwróciłam się w stronę drogi, aby nie zobaczył mojego uśmiechu.
    – Świetnie, a co takiego niepokojącego we mnie znalazłeś.
No i nagle sama zdałam sobie sprawę co... strużki krwi kapały mi na kolana. Tylko dlaczego wcześniej tego nie czułam.
    –  Ta... nieźle przywaliłaś w ten asfalt powiem ci.
   – I... i nie pomyślałeś o szpitalu, albo klinice.
   – To nic takiego, a inaczej to nie wiem czy nawet poznałbym twoje imię.
   – Gina. Gina Anderson – odpowiedziałam – A, a ty?
   – Matthew. Czy tam Matt. Hmm... no dobra Matt Kenta ci się kłania.
A ukłonił się tak, że uderzył czołem o kierownicę.
   – A więc powiedz mi MATT gdzie zmierzamy.
   – Texas!
   – Co? To... to za daleko.
   – Wyluzuj mała. Jedziemy tylko w jego stronę.
   – Uff, ale gdzie my jesteśmy?
   – A bo ja ci wiem.
A więc podsumowując utknęłam w samochodzie z Mattem świrem. Niby ratującym mi życie, a tak naprawdę zabierającym w drogę do Texasu. Do tego sam nie wie gdzie jesteśmy. Moje czoło jest rozcięte, a jedyne co na nim mam to przesiąknięta krwią chusteczka. Perfekcyjnie!
   – Ccco?
   – Żartuję. Jedziemy do starej znajomej.
   – Aa to zmienia postać rzeczy... WRACAJMY DO LONDYNU!
   – Okey okey tylko nie bij – znów wyszczerzył zęby.
Samochód zajechał na bok i zawrócił. Nie spodziewałam się, ze będzie aż tak łatwo.
   – Tylko pamiętaj w każdej chwili mogę zawrócić. Wiesz... Texas moje miasto. Tylko, nigdy tam nie byłem. To jest jedyny problem.
   – Ja lubię Hollywood, ale też nigdy tam nie byłam.
   – Śmieszne. Ha ha ha.
   – No co? Nigdy nie spełniałeś marzeń.
   – A kto chciał zabrać walniętą i zakrwawioną dziewczynę do miasta jego życia. No właśnie. Moje marzenia są po prostu... ponad program.
Ucieszona, że jadę do domu i smutna, że nic nie poradzę na ranę siedziałam na przodzie w miarę bezpiecznego dla mnie już auta.
     – A gdzie jedziemy? - zapytał Matt.
   – Yhm... Londyn... niedaleko Tower Bridge. Jak będziemy na moście to pokaże ci gdzie dokładnie.
   – Uhuhu zapewne dzielnica bogatych lalusiów – zaczął drwić.
   – Bez przesady...
Jared wyjął kanapki z szafeczki znajdującej się przed moim siedzeniem. Nie wiedziałam, że byłam aż tak głodna pożerałam je jak wilk, który właśnie delektuje się swoją ofiarą. Jared pośmiał się trochę z mojego świńskiego zachowania.
   – Ej czekaj młoda.
Zatrzymał auto i postanowił z niego wysiąść. Nie wiem czego dokładnie szukał w bagażniku, ale chcąc wstać jeszcze bardziej kręciło mi się w głowie i dlatego postanowiłam pozostać na miejscu.
Po paru minutach wsiadł z powrotem.
   – Masz i... nie musisz dziękować.
Dał mi całą paczkę chusteczek i wodę w butelce. Natychmiast oblałam prezent napojem i przyłożyłam do rany.
   – Zróbmy tak, że ty mi ją teraz dasz. Okey?
   – Yy... okey, ale po co? - dałam mu zakrwawioną, starą już chusteczkę i spojrzałam na niego jak na dziwaka.
Wyszedł z auta i obsmarował nasiąkniętym materiałem drogę. Zaczęłam się coraz bardziej obawiać. Potem zamachnął się i wyrzucił ją jak najdalej od wody.
   – O jeny. Nie patrz na mnie jak na dziwaka – wziął następną butelkę wody i wyczyścił brudne od krwi ręce.
   – Ale... dlaczego?
Wsiadł do auta i zaczął szukać czegoś w torbie, którą niedawno przyniósł z bagażnika.
   – Taki żart dla psów. Może pomyślą, że ktoś został zamordowany, a zwłoki ten „zabójca” - pokazał palcami cudzysłów – chciał zaciągnąć do lasu. No, albo, że to pies. Choć oni i tak to oleją.
   – Jesteś walnięty! - zrobiłam wielkie oczy.
Nie przyznałam mu się, że ten „dowcip” który mógł przynieść ogromne konsekwencję naprawdę mi się spodobał.
   – To to już wiem. Takie... odwdzięczenie się – pokazał swoja sławną, krzywą minę i chyba znalazł to czego szukał.
Zadowolony wyjął z torby GPS.
   – Wiedziałem, że gdzieś go znajdę. Ha! - zaznacz teraz tu miejsce, w którym mieszkasz.
   – Wiem jak to się robi... nie jestem aż tak cofnięta.
Przy jego uśmiechu wyszukiwałam dokładnego miasta, ulicy, a nawet numeru domu. Zatwierdziłam, a potem odezwał się ciepły głos z urządzenia.
   – Nienawidzę go!
Wyłączył opcję głosu, przekręcił kluczyk i ruszył. Oczywiście trzymając się wskazówek GPS'a. Jechaliśmy w spokojnej atmosferze. Omijaliśmy lasy, różne łąki, a co zdarzało się o wiele częściej: całkowicie zabudowane miasta. Budynki nie miały tam nawet chwili oddechu. Było już ciemno, a my nadal rozmawialiśmy o najdziwniejszych tematach.
   – A i raczej wolę żebyś nie mówiła na mnie... Edward.
   – A to dlaczego? - tym razem to ja się krzywo uśmiechnęłam.
   – Nie lubię gościa. Niby taki przystojny, a wszystkie nastolatki na niego lecą. Bujdy na resorach! A i błagam wampir świeci się w słońcu. Co to ma być konkurs na Top Wampira. No i jeszcze... a dużo by wymieniać.
   – I tak będziesz Edwardem, ale... zgadzam się. Wolę wampiry w wersji groźnej. Zagryzające ludzi, palące się na słońcu.
   – No to ty będziesz Bellą.
   – Nie przeszkadza mi to, ale osobiście wolę ci mówić... Vladslaus.
   – A Van Helsing. I to jest hit!
   – Znasz – aż podskoczyłam.
   – Obrażasz mnie? Uwaga uwaga mogę nawet oglądać romantyczne komedie i... żyję. Ogółem kocham kino.
   – Ja też. To taki lepszy świat.
   – Koniec z twoimi problemami, teraz to bohaterzy je przeżywają.
Zaczęliśmy opowiadać sobie dalej historię o filmach, wampirach, aż tu nagle. Łania wyskoczyła na drogę. Matt chciał ją wyminąć, na hamowanie było już za późno. Samochód z zawrotna prędkością skręcił w lewo i uderzył w wysokie i potężne drzewo. Uderzyłam w szybę, a Matt powtórzył tą czynność. Teraz leży z głową na głośno grającym klaksonie.
     W tym lesie... wykrwawialiśmy się na śmierć.
KONIEC ROZDZIAŁU III

środa, 12 listopada 2014

A CZY DA SIĘ ŻYĆ BEZ INTENETU?

 Nie da się ukryć, że dla wielu z Was nagłe pozbycie się komputera, lub internetu kojarzyłoby się z obozem przetrwania. Powiem, że może trochę przesadziłam, ale... dla mnie bez tej elektronicznej zabawki byłoby dość trudno funkcjonować. Tak, tak to zaliczało się ogólnie, także do telefonów, tabletów, telewizorów itd. I teraz nagle: BUM! Nie ma ich, internetu także. Co wtedy możemy porobić? Jest to także pomocne dla osób, które rozrabiały i dostały tą sławną karę. No i co wtedy? Trzeba coś wymyślić. Chyba, że wolicie leżeć bez celu na łóżku z poduszką na głowie denerwując się na cały świat.


Tak więc... kto nie chce zobaczyć roześmianej twarzy swoich znajomych. Nawet typy samotnika mogą się czasami trochę rozerwać. Może to i lepiej, że w tym akurat momencie załóżmy nie będą mieć internetu, ani komórki. Może zajdź do najlepszej przyjaciółki, przyjaciela, a może starego znajomego. To może być dosłownie każdy. Jeśli jednak twój telefon leży w kieszeni taty poproś go o to jedno, jedyne wybranie numeru. Miło czasami odłożyć tą cytrynową herbatę, rozciągnąć się i wyjść poza mury domu. Gdziekolwiek. Tylko nie siedźcie na komórkach, bo poduszę ;)



Tak, tak twoje cztery ściany w końcu Ci się znudzą. Przydałaby się mała zmiana. Chociażby mała karteczka z cytatem nad biurkiem, ale coś... innego, nowego! No, a może problem nie tkwi w szczegółach. Ten kolor na ścianach dobija Cię jak tylko na niego patrzysz. To też można zmienić. Ja stawiam na wielkie sprzątanie w półkach, mycie okien, naklejanie plakatów, oraz jakiś innych pierdół. Albo jeśli stawiamy na kreatywność to porysuj trochę. Weź ten ołówek, farbę, długopis, sos do spaghetti (cokolwiek) i maluj. To zależy od Was i Waszej wyobraźni.. Diabeł tkwi w szczegółach. 



Muzyka jest tak naprawdę częścią mojego życia. Czasami pociesza, czasami doprowadza do łez, jeszcze indziej rozkręca imprezy - jest wiele przykładów emocji jakie wywołuje u mnie piosenka. Myślicie, że co ja robię podczas pisania posta - proste - słucham muzyki. Nie ciężko było się domyślić. No, ale my nie mamy komputera do dyspozycji, telefonu i telewizora także. No, ale mamy: słuchawki, MP3, albo nawet radio. Jest wiele możliwości. No, ale nie powiem, że tu tylko liczy się same słowa z melodią. Dla mnie ważne są także teledyski. Niektóre przekazują coś naprawdę pięknego, czasami bardziej wzruszającego niż piosenka. 
Akurat w momencie pisania w danym momencie słuchałam tego - [LINK] - niepotrzebny dopisek.
Ogółem nie wiem dlaczego, ale ostatnio stawiam na smutne melodie...



No wiem, wiem. Dla niektórych nudy i tracenie czasu. Nie dla mnie. Książki wciągają mnie do zupełnie innego świata - magicznego. Nawet jeśli książka z magią nie ma nic wspólnego. Pomijam tu lektury szkolne, których szczerze nienawidzę, ale naprawdę czasami lubię poczytać przed snem. Powiem Wam, że z roku na rok robię to coraz rzadziej, a powinno być zupełnie na odwrót. 
No, a jak o książkach mowa to może się pouczymy. To nie należy do przyjemnych rzeczy - przyznaję - no, ale przydałoby się, aby nasz mózg rósł w miarę zdobywanej wiedzy.



No błagam co możemy robić bez internetu: wyjść na dwór, może zapisać się na jakieś zajęcia pozalekcyjne jak gra na gitarze, rozwijać umiejętności gotowania, czy czego tam jeszcze, porozmawiać z rodziną. Ach! Wiele rzeczy, a uwierzcie na słowo. Taki dzień spędzony na wszystkich wymienionych czterech rzeczach na prawdę nie będzie stracony - poczujecie taką wolność, wyzwolenie. Możecie też dodać coś od siebie. No, a co ja lubię robić jak mam wiele, wiele czasu i jestem padnięta. Odpowiedź jest prosta:


JAKIE MACIE POMYSŁY NA SPĘDZANIE CZASU BEZ INTERNETU?

sobota, 8 listopada 2014

TMI TAG (too much information)




 TMI TAG jest to tag, który polega po prostu na odpowiadaniu na pytania. To właśnie dzięki takim postom dowiecie się więcej rzeczy ode mnie. Może nawet za dużo. Pytań jest 50 dlatego mam nadzieję, że dotrwacie do końca. Starałam się, aby było one jak najmniej rozwinięte, ale jeśli się takie zdarzy to najwidoczniej nie mogłam się oprzeć pokusie...

1.Co masz na sobie ?
Szarą bluzę, no i czarne leginsy.

2.Czy kiedykolwiek byłaś zakocha?
Zakochana? Nie. Raczej zauroczona :D

3.Czy kiedykolwiek miałaś straszne zerwanie?
Nie. Nigdy.

4.Ile masz wzrostu?
162 cm.

5.Ile ważysz?
49 kg. :P

6.Jakieś tatuaże?
Nie, ale w przyszłości? Bardzo chętnie ;)

7.Jakiś piercing?
Tylko dwie dziurki na płatkach ucha.

8. OTP ? (one true pairing) para (tv) ktora lubisz?
Z serialów najbardziej Klausa o Caroline, ale także Damona i Elenę oraz Sherlocka i Molly ;) No, a z filmów Rona i Hermionę, oraz Katniss i Gale'a. WOW!

9.Ulubiony program (serial)?
Pamiętniki Wampirów i Sherlock 

10.Ulubione zespoły?
Imagine Dragons

11.Coś, czego Ci brakuje?
Miłości i czasu

12.Ulubiona piosenka?
Alesso - Heroes

13.Ile masz lat?
Jestem szczylem, ponieważ ledwo 14

14.Znak zodiaku?
Byk, ale zawsze chciałam Lwa - dostojne i odważne zwierzę :D

15.Czego szukasz u partnera?
Szczerości, zrozumienia i zaakceptowania mojego trudnego charakteru ;P

16.Ulubiony Cytat?
"Naprawdę, niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu" ~ A.Dumbledore

17.Ulubiony aktor?
Jednego nie wymienię: Johnny Depp, Leonardo DiCaprio, Ian Somerhalder, Joseph Morgan. Aktorki: Penelopa Cruz i Candice Acola

18.Ulubiony kolor?
Niebieski, ale też szary i biały

19. Muzyka - cicha czy głośna?
GŁOŚNA!

20. Gdzie idziesz gdy jesteś smutny?
Przed komputer, tsa... ;P

21.Jak długo zajmuje Ci prysznic?
Nie ma się czym chwalić, ale około 30/40 minut

22. Jak długo zajmuje Ci przygotowanie się rano ?
15/20 min.

23.Biłaś się kiedyś z kimś?
W podstawówce, ale tego nie można było nazwać jakąś wielką bójką. No, ale co prawda to prawda: byłam taką fight girl, oraz chłopczycą

24.TURN ON. Co Cie kreci, co Ci się podoba u chłopców?
Poczucie humoru, słodkie oczy no, a przede wszystkim uśmiech, kaloryfer, lubię też głupie teksty typu: bolało jak spadłaś z nieba :D

25.TURN OFF. Co Ci się nie podoba u chłopców?
Natrętność

26. Powód dla, którego dołączyłaś na blogosferę
Chciałam wnieść do życia coś innego, ciekawego...

27 Czego się boisz?
Śmierci, oraz samotności

28 Kiedy ostatnio płakałaś?
Tydzień temu

29. Kiedy ostatnio powiedziałaś, że kogoś kochasz?
W tamtym tygodniu - przyjaciółce

30. Co oznacza Twój blogowy username?
Only Julia - mam na imię Julia, a only: tylko :D

31. Ostatnia przeczytana książka?
Gwiazd Naszych Wina

32 Książka, którą aktualnie czytasz?
Dziady - muszę zacząć

33 Co ostatnio oglądałaś - serial (TV)?
Wczoraj - Ukrytą Prawdę :D

34.Ostatnia osoba, z którą rozmawiałaś?
Moja siostra

35 Relacja między tobą a osobą, której ostatnio wysłałaś sms?
Weronisia - przyjaźń :)

36 Ulubiona potrawa?
Potrawa? Czyli chipsy się nie licza :D No to pizza, albo kluski śląskie, mogą być też hamburgery ;P

37 Miejsce, które chcesz odwiedzić?
LONDYN, USA

38.Ostatnie miejsce,w którym byłaś?
U babci - z kuzynką łaziłyśmy po gminie to zaszłyśmy

39.Czy ktoś Ci się teraz podoba?
Może... tak

40.Ostatni raz kiedy pocałowałaś kogoś?
Ale, że chłopaka? Parę lat temu :D

41. Ostatnio kiedy ktoś Cię obraził?
W czwartek? Pewna Patrycja, której obraza miała być komplementem... Ta, jasne... ;P

43 Na Jakich instrumentach grasz?
Mam gitarę, ale grać nie umiem - wcale :D

44 Ulubiona część biżuterii? 
Nie dziękuję, nie przepadam

45.Ostatni uprawiany sport?
Siatkówka

46.Jaką piosenkę ostatnio śpiewałaś?
I'm so fancy. You already know. I'm in the fast lane. From L.A. to Tokyo. Chyba każdy wie co to za piosenka ;)

47.Ulubiony teks na podryw?
Yyy... nie mam

48.Czy kiedykolwiek użyłaś tego tekstu?
ZGADNIJCIE!

49.Z kim ostatnio przebywałaś w wolnym czasie?
Z Angelą

50. Kto powinien odpowiedzieć na te pytania ?
No i oczywiście Wy tam, tam przed ekranem. Jeśli macie bloga napiszcie, ze zostaliście przeze mnie otagowani - jeśli zrobicie ten tag dajcie linka ;)

Mam nadzieję, że ten tag Wam się spodobał.
No, a ja spadam oglądać Pamiętniki Wampirów, trzea nadrabiać.